piątek, 27 marca 2015

Rozdział I

                       

Aiko

Biegnę główną ulicą mojego pięknego miasta, bo znowu zaspałem. Szef mnie zabije, drugi raz w tym tygodniu nie zdążę na poranny raport. Dlaczego musiałem zasnąć po usłyszeniu budzika? Ulica jest zatłoczona, jak zwykle o tej porze, więc muszę się przepychać między ludźmi. Patrzą na mnie, tak jakbym im dzieci zabił. Już niedaleko, wystarczy, że przejdę przez pasy. Jest czerwone, ale nie mam czasu, by się nad tym zastana...
-Stój!- z natłoku myśli wyrwał mnie krzyk, lecz zanim zdążyłem zareagować, usłyszałem pisk opon. Zdezorientowany nie wiedziałem, co się stało i dlaczego leżę na brudnym chodniku, przygnieciony obcym ciałem. Gdy podniosłem głowę, oślepiło mnie słońce. Pogłębiło to mój ból głowy, a przed oczami pojawiły się mroczki. Słyszę wokół siebie zamęt, jakieś szepty i pojedynczy śmiech.
-Nic ci się nie stało? - na te słowa podnoszę wzrok i zatapiam się w oczach mojego wybawiciela.
Mają nadzwyczajny kolor, nie jest to czyste złoto, ale mieszanka złota i odrobiny brązu. Chyba mówi coś do mnie, ale ja nie słyszę pochłonięty tą niesamowitą głębią. Wydaje mi się, że już kiedyś patrzyłem w te oczy, ale nie mam pewności. Moja pamięć nie jest raczej dobra. Odrywam się od jego oczu, bo czuję jak wkłada jedną rękę pod moje plecy, a drugą pod kolana i unosi do góry. Uczucie jest nieziemskie. Odczuwam przyjemność z bliskości mężczyzny. To jest nie do pomyślenia. Gdy niesie mnie w ramionach nie zwracam uwagi na otoczenie, nie zastanawiam się nawet dokąd mnie zaniesie. Pięknie pachnie. Ma ciemne włosy, nie są ani za długie, ani za krótkie- idealne lekko opadają na kark.Patrzę na jego szczękę. Jest bardzo męska, stanowcza. Chyba nie podoba mu się to, że...


Anioł

No nie, ja mam prawdziwego pecha. Zostać zesłanym, a chwile potem ratować jakiegoś głupiego, marnego człowieka przed jego przeznaczeniem. On powianiem zginąć, a ja oczywiście musiałem go uratować. Najśmieszniejsze jest jednak to, że zamiast zostawić go samego w szpitalu, siedzę jak ten idiota i go obserwuję. Śpi, więc nie jestem w stanie określić koloru jego oczu ,ale ma piękne blond włosy opadające na czoło. Jest szczupły, ale nie chudy. Nie pasuje do otoczenia, w jakim się znajdujemy. Zimna sala szpitala z kilkoma pustymi łóżkami przykrytymi białą sztywną pościelą. Ten chłopak jest jedynym pacjentem w sali.. Popełniłem błąd ratując mu życie, powinienem jak najszybciej stąd odejść. Zrywam się z krzesła i stanowczym krokiem podchodzę do drzwi. Jednak kiedy uchwyciłem klamkę, jakaś siła nie pozwoliła mi wyjść. To dziwne, ale czuję, że muszę tutaj zostać. Nie! Nie! Nie! Co ja wygaduję? Wychodzę! Zaciskam dłoń na klamce odliczając 3.. 2.. 
- Przepraszam..- Czy ja właśnie usłyszałem...? Słowa te były  wypowiedziane schrypniętym szeptem, więc może się przesłyszałem. Może część mnie tak bardzo chce zostać, że wpływa na moje zmysły- Proszę Pana?- Czyli jednak nie postradałem rozumu. Nie zmienia to faktu, że nie mogę tu zostać.-Tak- rzucam lodowato, wkurwiony na siebie, na niego i na cały świat. Właśnie utraciłem najlepszą i pewnie ostatnia szansę na opuszczenie życia tego gówniarza, bez zwracania na siebie uwagi.-Czy to Pan? Czy to panu zawdzięczam życie?- Ma taki łagodny głos, Taki zmęczony. Mam tak wielką ochotę wrócić usiąść i z nim porozmawiać, sprawdzić jaki ma kolor oczu. Nie odwracam się jednak i nadal stoję z ręka na klamce. Gdy nie odpowiadam kontynuuje- Tak dobrze pamiętam. Nie wiem jak mogę się Panu odwdzię...-Nie trzeba- przerywam mu szeptem- Idę po wodę.
Szybko, zanim zdąży coś jeszcze powiedzieć, naciskam na tę przeklętą klamkę i wychodzę. Korytarz jest tak samo obskurny jak sala, ale to przecież szpital. Czego można się spodziewać? Czuję jak z każdym krokiem, zwiększa się ciężar na moim sercu. Coś jest ze mną nie w porządku. Nie powinienem czuć ulgi, po pozbyciu się kłopotu? A tymczasem zdążyłem opuścić budynek, a już jakaś siła mnie zatrzymała. Na dworze jest przyjemnie ciepło, słońce zbliża się ku zachodowi. Aż tyle czasu tam siedziałem? Nie możliwe. Patrząc na niego, miałem wrażenie, że czas nie istnieje. Odnoszę wrażenie, że coś mnie łączy z tym chłopakiem. W sumie uratowałem mu życie. Może powinien zostać teraz jego aniołem stróżem? Ha haha. No nie!  Wyrzucam te myśli z głowy. Trzeba przyznać, że ten mały poprawił mi dziś humor. Prawdę mówiąc nie mam co ze sobą zrobić. Odkąd zostałem strącony, chodzę po tym wielkim mieście i obserwuję reakcje ludzi. Dziś jak uratowałem tego chłopca,  zebrał się tłum gapiów. Ludzie to jednak interesujące istoty. Nikt nie zaoferował mi pomocy, ale popatrzeć jak jeden mężczyzna niesie dziecko do szpitala.. DZIECKO?! Nie, to zdecydowanie nie jest dziecko, na oko ma tak 17 lat. Jest szczupły to fakt, ale wygląda bardzo dobrze. Ma delikatne rysy twarzy i taki jej wyraz, że od razu ma się ochotę go... Ledwo tu trafiłem a już targają mną ludzkie, fizyczne pociągi? Na samą myśl o nim przy moim boku jestem podniecony. Muszę gdzieś usiąść i przemyśleć tę sytuację. Może nie bez przyczyny coś mnie przyciąga do tego chłopaka? Może odzywa się we mnie ta znikoma lepsza część... trzeba ją stłumić, bo nigdy nie wiadomo gdzie ona mnie zaprowadzi.


Aiko

-Aiko ? Możesz już wyjść do domu. Nie masz żadnych urazów. Zemdlałeś chyba przez nadmierny stres.- młoda pielęgniarka uśmiecha się do mnie słodko, a ja się rumienię. Raczej przez moc wrażeń, a nie nadmierny stres. Ciekawe gdzie podział się ten piękny mężczyzna.
-Dziękuję, nie widziała może siostra tego Pana, który mnie tu przyprowadził?- pytam niby od niechcenia, ale sam słyszę nadzieję w moim głosie. Popatrzyła na mnie dziwnie, nagle przygaszona.
-Nie, niestety. Przykro mi, ale musiał opuścić szpital kilka godzin temu, bo przychodziłam tu często i nie widziałam nikogo. -ona się zarumieniła!Pokrzepiony myślą, że nie tylko mi się to zdarza dziękuję jej grzecznie, ona jednak chce mnie odprowadzić do wyjścia, aby się upewnić, że na pewno ze mną wszystko w porządku. Prawdę mówiąc jest śliczna. Ma delikatne rysy, nietypowe zielone oczy, mały nosek i bujne czarne włosy. W drodze nie odzywamy się do siebie. Mam wrażenie, że czymś jest zasmucona, ale nie należę do osób wścibskich, więc nie będę się narzucał.
-Bardzo przystojny był ten mężczyzna, który cię tu przyprowadził. - mówi cicho, gdy mamy się rozstać. Nagle wszystkie moje mięśnie się naprężają na myśl o tym cudownym...
-Tak, bardzo- uśmiecham się nieśmiało. Dziewczyna jeszcze bardziej pochmurnieje.
-Spotykacie się?- Cooo? O czym ona mówi?
-Nie, skąd takie pytanie? Nie znam go. Uratował mi dzisiaj życie. - Tak, a gdy chciałem mu podziękować, przerwał mi. Bardzo dziwny typ człowieka.
-Tak? Siedział z tobą dopóki się nie obudziłeś, więc pomyślałam...- Urywa, znowu słodko się rumieniąc. Czyli siedział ze mną! Czekał aż się obudzę, dopiero potem wyszedł. Wyszedł i nie wrócił. Może ma własne sprawy do załatwienia, a nie będzie siedział z jakimś małolatem w szpitalu. Nie wystarczy, że uratował mi życie? Nagle wracam do spraw przyziemnych.
-Nie widziałaś może moich okularów?- pytam dziewczynę, która patrzy na mnie z wyczekiwaniem.
-Nie, nie miałeś okularów- no to pięknie!
-Dziękuję Ci, za troskliwą opiekę- mówię grzecznie i odwracam się. Słyszę jak dziewczyna jeszcze mruczy.
-To była czysta przyjemność- Znowu się rumienię. Gorszy problem z okularami. Nie stać mnie na nowe, a tamte pewnie zostały na miejscu wypadku. Może wziął je ten mężczyzna o niespotykanych oczach? Ahhh. Piękne miał te oczy.. Czemu ja o nim myślę? Dlaczego miałby przejmować się takim przeciętnym chłopakiem. Uratował mnie i więcej się nie spotkamy.  Prawda jest taka, że nie kontroluję własnych myśli. Kolejny objaw choroby psychicznej. Jestem beznadziejny. Idę pustą ulicą, jest już około dwudziestej pierwszej, więc się ściemnia, a do tego zanosi się na deszcz. Do domu mam około sześć km, cudownie. Bez okularów będzie ciężko znaleźć drogę na skróty, ale chce zdążyć przed deszczem. Jestem strasznie zmęczony, pomimo tego, że spałem dziś prawie cały dzień. Nogi same niosą mnie przed siebie. Mam nadzieję, że w dobrym kierunku. Nie chcę nawet myśleć, co mogłoby się stać, gdyby było inaczej. Za około godzinkę powinienem być w domu. Nienawidzę ciemności, od zawsze mnie przerażały. Z pracy, kiedy tylko mogę, wychodzę wcześniej, aby nie wracać po zmroku. Zaczyna kropić, więc przyspieszam marsz. Nie jest zimno, ale jeśli zmoknę to pewnie się rozchoruję, a wtedy szef na pewno mnie zwolni.
Nie lubi ludzi, którzy migają się od swoich obowiązków i ja to rozumiem. Tylko, że jeśli mnie zwolni, to nie będę miał pieniędzy na mieszkanie, które i tak jest skromne- nie mam nawet łóżka. Większość zarobionych pieniędzy przeznaczam na szkołę. W sumie nie wiem, czemu do niej chodzę. Nie zależy mi na nauce. Mógłbym tylko pracować i to by mi odpowiadało. Zaczyna mocniej padać. Wiem, że całe życie mam pecha, ale ten dzień przekracza wszelkie granice. Nagle zdaję sobie sprawę, że znajduję się w miejscu porannego wypadku. To tutaj o mało nie przejechał mnie samochód. Gdyby nie on… pomimo ciemności dostrzegam coś białego leżącego na chodniku przede mną, prawie na to nadepnąłem. Przyjrzałem się dokładnie temu przedmiotowi. Czy to nie przypadkiem moje okulary? Przez deszcz i otaczającą mnie ciemność, trudno mi to stwierdzić. Schylam się, żeby je podnieść i jakaś przerażająco blada rękę ubiega mnie o sekundę.
- Czy to Twoje? -na te słowa niepewnie unoszę wzrok na mężczyznę i zamieram.
Nie... to nie możliwe... to nie może być on. Jest za ciemno i do tego nie mam okularów. Widzę tylko, że nieznajomy dokładnie mi się przygląda. Może powinienem się odezwać, ale chyba zapomniałem jak to się robi. 
-Ta... aa...ak- wyduszam z siebie ledwie słyszalnie, a on uśmiecha się do mnie. Ale chwila ten uśmiech jest przepełniony ironią. Nie wiem czemu, ale serce mi się ściska, a on nie odrywa spojrzenia od moich oczu. Nie jestem w stanie się poruszyć. 
-Miałem rację- wyszeptuje. Słucham? Że co? O czym on mówi?
Odwraca wzrok i ze świstem wciąga powietrze, a ja dzięki temu mogę wrócić do normalnej pozycji. 
- Czy wiesz, że patrząc w ludzkie oczy można zobaczyć ich dusze? A ty masz takie piękne oczy.
Chcę mu powiedzieć, że moje oczy są pospolite, nawet nie jestem w stanie, dokładnie określić ich koloru, ale skłaniałbym się do szarego. Nie dane jest mi to jednak wypowiedzieć na głos, bo nagle czuję jego wargi na ustach. Nie wiem jak to się stało, nie widziałem nawet, żeby się pochylał. Czuję jak kolana się podejmą uginają i gdyby nie to że mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i trzyma w tali, chyba bym się przewrócił. Kręci mi się w głowie. Gdy moje biodra ocierają o jego, wciągam powietrze z sykiem, a on to wykorzystuje i po chwili czuję jego język w ustach. Jeszcze nigdy w życiu się nie całowałem, a ten facet,którego nawet nie znam, osiągnął chyba perfekcję. Pocałunek z delikatnego przerodził się w głęboki i namiętny. Przejeżdża językiem po moich prostych zębach od środka, a ja wzdycham mimowolnie. Nie jestem w stanie się na niczym skupić. Wyłączam się- już nie myślę, skupiam się tylko na odczuciu błogiej przyjemności, jaką daje mi ten nieznajomy. Z otępienia wyrywa mnie nagły ból w dolnej wardze. Ahhh… On mnie ugryzł. Warga mi pulsuje, ale jest to przyjemne doznanie. Mam zamknięte oczy i nie chcę ich otwierać. Jednak on zabiera swoje ręce z mojej tali i znowu wbija się w moje usta, czuję jak jego język delikatnie ociera się o mój zachęcając do oddania pocałunku. Chwyta dłonią mój kark, ciągnie delikatnie za włosy, sprawiając, że odchylam głowę i schodzi pocałunkami na szyję. Dreszcze przechodzą mi po całym ciele. Jest to tak przyjemne, że moje ręce odruchowo oplatują jego talię.
-Kim jesteś? – mruczę cicho, mój głos jest nienaturalny. On jednak nie odpowiada. Otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że stoję w deszczu, i całuję się z nieznajomym facetem. Nagle on oddala się ode mnie, wyplątuje z moich objęć, podnosi rękę i bardzo ostrożnie zakłada mi okulary. Jedno szkiełko jest pęknięte- oczywiście. Jednak nie myślę o tym teraz, bo nieznajomy patrzy na mnie z błyskiem w cudownych złotych oczach. Nikt inny nie ma takich oczu. 
-To Ty, uratowałeś mnie... 

-Ciii- mężczyzna kładzie mi palec na usta, przechodzi dłonią na policzek i znowu zniża głowę. Jest ode mnie około 20 cm wyższy. Zamykam oczy przygotowany na kolejny intensywny pocałunek i zaskoczony, nagle czuję jego usta na swoim czole. Zawiedziony stoję nieruchomo, deszcz przemoczył całe moje ubranie. Dopiero po paru minutach otwieram oczy i uświadamiam sobie że jestem sam.

7 komentarzy:

  1. Trochę niedopracowane, ale historia wciągająca, kiedy kolejne rozdziały? :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zgadzam się z osobą powyżej - można trochę popracować, ale w porównaniu z wieloma blogami yaoi, naprawdę nieźle. Więcej opisów. Myślę, że wielu czytelników chciałoby detali. Przekaż nam swoje wyobrażenie postaci; wygląd, przemyślenia, nawyki, charakter. Ach, i chciałabym wytknąć Ci jedną rzecz. Autorzy często zapominają o tym, że liczby typu ilość cukierków, dni, lat etc, jak i jednostki typu kilometry, lepiej wyglądają zapisywane słownie. Tak na przyszłość.
    Historia wciąga, czekam na dalsze rozdziały. Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraźniejszy czas mnie dobija... Więc dlaczego to czytam? Bo jestem pierdolniętą yaoistką ;____;
    Weny
    Pozdrawiam, Tenebris ♡
    ps. Ci tam wyżej mają rację ;) i kto ci człowieka ze szpitala o 21 wpisze xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Genialnie napisane :3
    Już dawno nic ciekawego i dobrego nie czytałam, a tu taka miła niespodzianka ^^
    Dobrze, że znalazłam tego bloga :)
    Kocham motywy z upadłymi aniołkami, a ten ma do tego charakterek ~~

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej,
    czyli miał zginąć, a Isao bo uratował, to ponowne spotkanie, chociaż, czemu tak nagle zniknął...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    wspaniale, czyli wtedy miał zginąć, a Isao go uratował, i to ponowne spotkanie, ale, czemu tak nagle zniknął...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    fantastyczny rozdział, czyli wtedy miał zginąć, a Isao go jednak uratował, i to ich ponowne spotkanie, ale, czemu tak nagle zniknął?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Iza

    OdpowiedzUsuń