środa, 15 kwietnia 2015

Rozdział III

Anioł

Kopniakiem otwieram drzwi do mieszkania chłopaka. Gdyby zdrowy rozsądek nie zwyciężył nad rozpaczą, nie wchodziłbym teraz do pustego, szarego pomieszczenia. Znalazłem w jego spodniach pieniądze, dokumenty i klucze, zaraz po tym, jak ścisnął moją rękę. Może mi się wydawało, ale jeśli istnieje jeszcze szansa, na uratowanie chłopca, to muszę ją wykorzystać. Teraz wiem, że ma na imię Aiko i jest osiemnastoletnim uczniem. Niosłem go przez całą drogę, czyli jakieś trzy kilometry. Pomimo moich nadprzyrodzonych sił jestem wykończony. Bardzo bolą mnie rany na plecach, po utraconych skrzydłach. Teraz mam tylko ochotę położyć się na łóżku obok chłopca, a przecież muszę się nim zająć. Rozglądam się po pomieszczeniu i dopada mnie przerażenie. W rogu leży tylko jakaś sterta kocy i kilka poduszek, a przy przyległej ścianie znajdują się kartony różnej wielkości,ale poza tym mieszkanie jest puste. W przeciwległej ścianie są jedne drzwi. Kładę Aiko na kocach, a sam przemierzam pokój i wchodzę do drugiego pomieszczenia. Znalazłem się w bardzo małej łazience. W narożniku naprzeciw mnie stoi prysznic. Obok niego sedes i malutki zlew. Przy wejściu znajduję się pralka. Wszystkie ściany w tym mieszkaniu są szare. Strasznie tu ponuro. Muszę szybko znaleźć jakieś ubrania dla chłopaka, bo na razie jest tylko obandażowany skrawkami mojej koszulki i przykryty mokrą kurtką. Nie udało mi się założyć mu spodni, były całe mokre. Przydałyby się też jakieś porządne bandaże. Wracam do głównego pomieszczenia. Pudeł jest około dziesięciu. Zaczynam je przeglądać. Zaskakuje mnie ogromna liczba świeczek i zapałek, ale nie mam czasu się nad tym zastanawiać. W piątym z kolei przeze mnie przeglądanym kartonie, znajduję ubrania: kilka podkoszulek, dwie bluzy, trzy pary spodni. No i jeszcze jeden koc. Biorę go oraz jedną podkoszulkę i spodnie. Odkładam moją kurtkę na podłogę, a chłopca przykrywam kocem. Musi się ogrzać. Dobrze, że w mieszkaniu jest ciepło. Zapomniałem o bieliźnie, przecież muszę mu zdjąć te przemoknięte bokserki. Starając się nie myśleć za dużo o perspektywie nagiego Aiko, przeglądam kolejne kartony w poszukiwaniu bielizny. W dziewiątym znalazłem jakieś leki i trochę bandaży, zaś w dziesiątym, najmniejszym pudełku schludnie poskładane bokserki. Biorę jedną parę i wszystkie opatrunki. Potrzebna mi będzie woda utleniona lub cokolwiek do odkażania ran. Wracam do chłopca i przez chwilę staram się dostrzec jakąś poprawę jego stanu. Twarz nadal ma szarą, usta sine, ale mam wrażenie, że nie jest to już sama bezuczuciowa maska. Dostrzegam na niej ból i to mnie jeszcze bardziej przybija. Kładę bokserki i połowę bandaży przy Aiko, a resztę zabieram do łazienki, aby je namoczyć. Muszę znaleźć coś odkażającego. On przeżyje, musi przeżyć. Tylko ta myśl trzyma mnie na nogach, pomimo bólu i zmęczenia. Gdy wchodzę do łazienki, kładę wszystko na małym zlewie i rozglądam się w poszukiwaniu jakiegokolwiek środka dezynfekującego. Niestety nic tu nie ma. Wracam do pudła z lekami i przeszukuję go dokładnie. Nie ma…. Cholera… cholera cholera! Mam ochotę krzyczeć. Klękam i wywracam karton do góry dnem. Musi coś być! Jak nie odkażę tych ran, wda się zakażenie, a to będzie jeszcze gorsze niż śmierć z wyziębiania czy przez krwotok. Przerzucam wszystkie leki dwa razy, ale nie znajduję żadnego środka, którego mógłbym użyć. Może wystarczy jak przemyję rany wodą. Sam w to nie wierzę, ale idę do łazienki i moczę te bandaże. Będę musiał umyć chłopca, bo przecież jest cały we krwi. Gdy wracam do niego, uświadamiam sobie, że w jego wypadku nie pomogłyby żadne środki odkażające. Koc, którym go przykryłem jest lepki od krwi na całej jego piersi i brzuchu. Muszę dokładniej przyjrzeć się ranom, więc zsuwam go do pasa chłopca i jak najdelikatniej potrafię odwijam skrawki mojego podkoszulka. Nie jestem w stanie określić głębokości ran, bo jest za ciemno. Jedno okno nie daje dużo światła, biorąc pod uwagę, że jest pochmurna, deszczowa noc. Jestem tak zmęczony, że nie mogę wytężyć wzroku. Zaczynam szukać włącznika do światła. Po dziesięciu minutach dochodzę jednak do wniosku, że będę musiał się obyć bez oświetlenia. Świeczki! Może chłopak nie ma mieszkania połączonego do prądu i dlatego aż tyle ich trzyma. Szybko klękam przy odpowiednim pudełku, wyjmuje kilka oraz zapałki. Szybko wszystkie zapalam. Przesuwam je w stronę leżącego Aiko, a jedną biorę w rękę. Oświecam tors chłopca i nieruchomieje. Jest gorzej niż myślałem. Mój prowizoryczny bandaż nie zatrzymał krwotoku. Z ran nadal sączy się krew. Są tak głębokie, że widzę kości żebrowe. Nie jestem w stanie go uratować. On nie przeżyje, stracił tyle krwi. Ta straszna prawda dociera do mnie powoli i znowu czuję ten przeszywający ból. Jedyne, co mogę dla niego zrobić, to obmycie jego ciała i nałożenie czystych bandaży. Blada skóra chłopca kontrastuje z zakrzepniętą i świeżą krwią. Całe ciało mnie boli, ale siadam koło niego i namoczonymi opatrunkami zmywam delikatnie brud z jego brzucha. Następnie przechodzę na tors i szyję. Łzy znowu płyną mi po twarzy. Nie wiem, jak ludzie radzą sobie z tymi uczuciami. Najdelikatniej jak tylko potrafię zakładam chłopcu nowe, czyste bandaże. Robię to machinalnie, nie zastanawiam się. Gdy kończę chwytam jego dłoń. Jestem tylko cierpieniem. Kładę się obok Aiko na brzuchu, bo plecy bolą mnie najbardziej. Drugą rękę wsuwam pod jego głowę, a twarz wtulam w jego włosy. Są takie miękkie i tak pięknie pachną.

-Nie zostawiaj mnie- szepcze bezsilnie i zasypiam.

***********************
Aiko

Z otchłani ciemności zostaję wybudzony przez ostre światło. Otwieram powieki i natychmiast je mrużę, bo promienie słoneczne wpadające przez okno do pokoju mnie oślepiają. Dlaczego budzik nie zadzwonił? Co jest z tym alarmem? Który raz z kolei mnie zawodzi? Nie do końca jestem pewien,  jaki jest dziś dzień tygodnia. Nie wiem, czy powinienem być w szkole, czy w pracy, ale jedno jest pewne: jestem spóźniony. Jak zwykle. Przerażenie przejmuje nade mną kontrolę. Teoretycznie nie zależy mi na nauce, ale coś mnie wewnętrznie trzyma w tej szkole. Wiem, że jest to ważne. Bez pracy, to raczej sobie wcale nie poradzę. Muszę się szybko ruszyć. Ałłł!! Chciałem usiąść, ale zatrzymał mnie ból w piersi. Wraz z nim wspomnienia uderzają we mnie jak grom z jasnego nieba. Straszne obrazy z wczorajszej nocy przylatują mi przed oczami. Są niewyraźnie, ale nie zmniejsza to ich intensywności . Mężczyzna leżący na moim poranionym torsie, szepczący mi do ucha dziwne słowa: "Nie mogę się doczekać, aż znajdę się w tobie". Tylko jak to możliwe, że ból jest teraz tak znikomy. Po tym jak zostałem okaleczony powinien cierpieć męki, a jednak czuję całkiem dobrze. W jaki sposób mogę leżeć na plecach, przykryty kocem do pasa, a na klatce piersiowej mieć białe bandaże kontrastujące z zaschniętymi plamami krwi? Ktoś musiał mi pomóc, bo sam nigdy bym sobie nie poradził. Ile czasu już tak leżę?  Próbuję sobie przypomnieć, jak dostałem się do mieszkania. Mam czarne plamy w pamięci, tak jakby nic się nie wydarzyło. Myślałem, że umieram. Oczy przyzwyczaiły mi się do światła, więc zaczynam się rozglądać. Przekręcam głowę w lewą stronę.
-Aaaaaaaaaa!!! - krzyczę jak opętany, bo przy moim prawym boku leży mężczyzna, nagi do pasa. Co on tu robi? Dlaczego nie jest ubrany? Co tu się stało? Dziwne, mój krzyk chyba go nie obudził. Zauważam, że ma dwie symetryczne rany na plecach, z których wolno sączy się krew. Musiał mnie tu jakoś przetransportować. Tylko skąd miałby wiedzieć gdzie mieszkam? Bogiem nie jest, choć budowę ciała ma boską. Szerokie umięśnione ramiona, wąską talię i biodra. Nie widzę jego twarzy, bo ma ją wtuloną w moją szyję. Jak to możliwe, że nie wyczułem wtulonego we mnie mężczyzny?!
-Nie…- szepcze mi do ucha. Lewą rękę ma położona pod moją głową, nogi wyprostowane, a jego druga ręka jest wyciągnięta w moją stronę. Nagle uświadamiam sobie, że trzyma mą dłoń. Wyrywam ją gwałtownie i do oczu napływają mi łzy. Chyba za szybko nią poruszyłem, bo poczułem przeszywający ból w ranach. Zaciskam oczy i przygryzam wargę. Mężczyzna wydał z siebie cichy jęk. Mój przeraźliwy krzyk go nie obudził, ale wyszarpnięcie dłoni tak? Wiem, że wyrwałem ją mocno i gwałtownie, ale do tego stopnia, aby obudzić go ze snu? Może przesądziłem z tą reakcją? On pewnie opiekuje się mną od kilku dni, chciał odpocząć, to że trzymał moją rękę mogło być zwykłym przypadkiem, a ja od razu histeryzuję.
-Aaa..iik..oo? - chwila, skąd on zna moje imię?! Otwieram oczy i tracę głowę. Nade mną pochyla się ten ideał, który uratował mi życie. Hebanowe włosy opadają na jego zmarszczone czoło i przysłaniają oczy. Nagle zapominam o bólu i o traumatycznych wydarzeniach, które spotkały mnie tak niedawno -Nie wierzę, jak to możliwe, przecież wczoraj...- nieznajomy jest ogromnie zaskoczony. Chce coś powiedzieć, ale z mojego gardła dobywa się tylko skrzek. Nie jest dobrze.
-Ciii...- przykłada mi palec wskazujący do ust i uśmiecha się szeroko, przeczesuje dłonią włosy na czole, dzięki czemu jestem w stanie dostrzec jego piękne oczy, w których tańczą iskierki- masz w mieszkaniu coś do picia?- głos ma głęboki i niski. Mówiąc to znowu chwycił moją rękę, a na jego twarzy pojawił się grymas bólu. Jest w stosunku do mnie bardzo czuły. Kręcę przecząco głową, bo ostatnio nie robiłem zapasów. Mężczyzna wzdycha ciężko, chyba nie jest zachwycony.
- W takim razie muszę wyjść coś kupić. Jedzenia pewnie też nie masz- wyraz jego twarzy się zmienił. Stał się jakby bardziej surowy, patrzy na mnie ostro i przenikliwie. Znowu kręcę głową. - Niedługo wrócę. Masz leżeć i odpoczywać, zrozumiano? - znowu kiwam głową. Niedługo, jasne. Do najbliższego sklepu jest jakieś dwa kilometry. Mam go z głowy na co najmniej pół godziny. Mężczyzna wstaje, bierze z podłogi czarną kurtkę, zakłada ją  i wychodzi. Zaczynam dokładniej przyglądać się otoczeniu. Na podłodze stoją wypalone świeczki. Nieznajomy musiał zauważyć, że w tym mieszkaniu nie ma prądu. Nawet nie przyszło mi do głowy, żeby zapytać go, jak ma imię. Steryna rozlała się na podłodze, a na dodatek wszędzie leżą ciuchy i skrawki materiału. Siadam powoli, ból w piersi jest pulsujący, ale do wytrzymania. 
Zsuwam koc i wstaję. Dlaczego obok kocy leżą moje bokserki? Mimowolnie spoglądam w dół i czuję ulgę. Te, które mam na sobie, są u plamione krwią, więc mnie nie przebierał. W jakim celu zatem wyjął czyste z pudła? Muszę tu posprzątać. Nigdy nie było tu tak brudno. Zawsze utrzymuje porządek, a nagle przychodzi jakiś gość i wszystko psuje. Tylko, że on chyba uratował mi życie, dwa razy. Mogę mu wybaczyć ten mały nieporządek. Jednak gdy próbuję się schylić pulsowanie zwiększa intensywność, przez co odczuwam większe cierpienie. Do oczu znowu napływają mi łzy. Może na prawdę powinienem się położyć, tak jak nakazał mój ideał. Mój? On nie jest twój głupku i nigdy nie będzie. Pewnie już nie wróci, tak jak w szpitalu, muszę więc sam zająć się sobą. Idę do łazienki i bardzo powoli zaczynam odwijać bandaże. Ból przy odrywaniu zaschniętej krwi jest ogromny. Zaczynam mieć mroczki przed oczami, ale muszę wytrzymać. Nie mogę teraz zemdleć. Na chwilę zaprzestaję tej czynności i oddycham miarowo, głęboko. Powraca mi normalne widzenie, więc kontynuuje. Pod bandażami mam świeże blizny po ranach. Już chyba zawsze na mojej piersi będzie widniał krzyż. Biorąc pod uwagę głębokość ran, musiałem leżeć miesiącami, żeby rany tak się zasklepiły. Zaschnięta krew przykleiła mi się do całego torsu. Chyba powinienem się umyć. Mam nadzieję, że jest ciepła woda. 


***************

Anioł


Jednak cuda na ziemi też się czasem zdarzają. Może mój brat ulitował się nade mną? Nie wiem, nie chcę się nad tym zastanawiać. Wbiegam do mieszkania z torbami. Kładę wszystko pod drzwiami i zdejmując kurtkę zaczynam się rozglądać. Nie ma go! Jak to możliwe?! Może ktoś tu wszedł i go uprowadził, tylko po co? Przesadzam, pewnie gdzieś wyszedł… ale przecież jest osłabiony. Niemożliwe, muszę go znaleźć. Chwytam za klamkę i otwieram drzwi, gdy do moich uszu dobiega szum wody. Łazienka! Może poszedł się załatwić zasłabł! Nie… skąd chlupot wody w takim wypadku? Może myje ręce. Szarpnięciem otwieram drzwi i zamieram. Chłopak stoi tyłem do mnie, bez bandaży, a rękę ma pod strumieniem wody w prysznicu. Co on sobie wyobraża?! Jakby się przewrócił, uderzył w głowę. Nawet nie chce o tym myśleć, dopiero go odzyskałem. Zamartwiam się o niego, a on nie może się stosować do jasnych, prostych poleceń!?
-Co ty, do diabła, wyprawiasz?- szepczę lodowato, choć płonę z gniewu. Aiko bardzo powoli się odwraca. Biedak, pewnie strasznie cierpi. Bo nie stosował się do moich poleceń! Ten fakt jeszcze bardziej mnie denerwuje. Chłopak chwyta ręcznik zwisający z kabiny i stara się zakryć całe nagie ciało, niestety ręcznik jest za krótki, więc widzę jego nagie łydki. – Dlaczego zdjąłeś bandaże?!
-Co Pan sobie wyobraża?- co on powiedział? Musiałem się przesłyszeć. Czy do niego nic nie dociera? Najchętniej bym go zbił za te nieposłuszeństwo, a on jeszcze mnie rozdrażnia.
-Wróciłem i zastaję cię w łazience, szykującego się do mycia, chociaż nakazałem ci odpoczynek – musiał myśleć, że nie wrócę, czy może, że nie będę mu przeszkadzał? Może ma nadzieje, że dam mu chwilę prywatności? Niedoczekanie! Patrzy na mnie, tymi pięknymi, smutnymi, szarymi oczkami, a mnie aż ściska w środku. Najchętniej podszedłbym do niego i go przytulił. Tylko nie wiem, czy przez gniew bym go nie udusił, więc lepiej stać w miejscu. Muszę ochłonąć.
-Mógłby Pan wyjść?- no nie, tego już za wiele. Przez zaślepiającą wściekłość dostrzegam panikę na jego twarzy. Nie chcę, żeby się mnie bał, więc muszę być łagodny.
- Nie mogę. Dla mnie liczy się to byś był tam, gdzie mogę cię widzieć. Miałeś leżeć w pokoju, co tu robisz do cholery?! Dlaczego zlekceważyłeś moje polecenie?- zaczynam krzyczeć. Miałem być łagodny.
-Chccciałbym zoostać sam- Aiko zaczyna się jąkać, ale ja jestem tak wciekły, że mam to gdzieś. Dał mi wyraźny znak, że rozumie, a zaledwie piętnaście minut później widzę, że się nie dostosował do polecenia. Nienawidzę niesubordynacji.
-Mam cię zostawić? Ostatnim razem kiedy to zrobiłem, o mało nie zginąłeś. Nie licz, więc na żadną chwilę prywatności- próbuję myśleć racjonalnie, jak się nie uspokoję, to chłopak ucieknie z krzykiem albo zemdleje ze strachu i coś sobie zrobi. Wykonuję kilka głębokich, równomiernych wdechów. Aiko opuszcza głowę, jak posłuszne dziecko, które wie, za co dostaje karę. Dopiero teraz uświadamiam sobie, że za tym ręcznikiem kryje się pyszne ciało chłopca w samych bokserkach. Na tę myśl złość przeistacza się w podniecenie.
-Jak się czujesz?- mówiąc to zaczynam cicho się do niego zbliżać, a on tego nie zauważa, bo głowę nadal ma opuszczoną. Pięknie tak wygląda, jednak ten ręcznik wydaje się być zbędny.
-Już lepiej, Proszę Pana- Ciarki przechodzą mi po plecach. To brzmi tak idealnie, że nawet nie będę próbował go poprawiać. Dziwne, że bokserki mi jeszcze nie pękły.
-Spójrz na mnie- mówię łagodniej, gdy jestem tak blisko, że prawie go dotykam. Od razu unosi głowę. Jest taki idealny, delikatny. Włosy opadają mu na czoło, przygryza wargę. Podnoszę wzrok na oczy i spostrzegam błyszczący strach.
-Nie bój się mnie, nie chce twojego strachu – tak naprawdę chcę jego ciała, ale o tym na razie nie musi wiedzieć. Mam taką wielką ochotę go dotknąć. Patrzę na nagą szyję i barki, które są tak blade, że prawie białe. Chłopiec się trzęsie i nie wiem, czy to z zimna, czy ze strachu.
-Pomogę ci się umyć- chciałem pogłaskać go po policzku, ale on robi krok w tył. Łazienka jest malutka, więc za daleko nie ucieknie. Przez chwilę może myśleć, że ma jakieś wyjście.
-Słucham?- jestem pewny, że usłyszał moje stwierdzenie, bo mocno się zarumienił. Tak słodko wygląda. Znowu się do niego przybliżam. Nie cofa się, tylko hardo patrzy mi w oczy. Czyżby ktoś pokazywał pazurki? Chwytam za brzeg ręcznika.
-To będzie nam potrzebne później, na razie możemy to odłożyć.- uśmiecham się do niego zachęcająco, ale chyba jeszcze bardziej go przeraziłem. Staram się panować nad emocjami. Pożądanie coraz mocniej na mnie oddziałuje, a przecież nie mogę teraz go zaspokoić.
-Nie nam, tylko mi! Jeśli życzy pan sobie wziąć prysznic to proszę bardzo, ale beze mnie. Dlaczego nie może Pan opuścić tego pomieszczenia chociaż na 5 minut? Czuję się dobrze, nic mi się nie stanie. Dlaczego obchodzi Pana moje zdrowie? Nie znamy się, a Pan nagle...- młody cały czas coś mówi, ale ja go nie słucham. Trochę go zdenerwowałem, a może raczej przestraszyłem i stąd ta paplanina. Nie zwracam na nią uwagi. Przyglądam się dokładnie chłopcu. Jego skóra wygląda tak, jak przy naszym pierwszym spotkaniu. Blada, ale jednak taka piękna. Już nigdy nie pozwolę, by coś mu się stało. Nie mogę znieść myśli o ponownym patrzeniu na tego chłopca takiego bez życia, bez uroczo rumienionych policzków. Zaczynam wodzić palcami po jego obojczyku i szyi. Puszczam brzeg ręcznika i tą ręką odgarniam mu włosy z twarzy. Składam delikatny pocałunek na jego czole i czuję jak ręcznik osuwa się w dół, pomiędzy naszymi ciałami. Uświadamiam sobie, że Aiko zamilkł.
-Zdejmuj bokserki- szepczę cichutko z ustami przy jego uchu. On się wzdryga, więc odsuwam się, by na niego spojrzeć. Teraz jego policzki mają kolor purpury, a patrzy na mnie tak jakbym zwariował. Nie rozumiem, o co mu chodzi. Oglądam go od stóp do głowy dwa razy, bo za trzecim zatrzymuję wzrok na jego bokserkach. Widzę, że nie jestem mu obojętny.  
-Pan chyba żartuje- opuszcza wzrok na mój tors. Chyba dociera do niego, że to ja mam przewagę.
-Nie Aiko, Pan jest całkowicie poważny- przez ułamek sekundy ośmiela się spojrzeć w moje oczy. Widzę, że się waha i nie wie co robić, więc chwytam za gumkę jego bokserek.
-Mam ci pomóc? A może będzie ci łatwiej jak ja też się rozbiorę?- uśmiecham się ironicznie. Moje słowa spowodowały tylko, że chłopak zrobił się czerwony po same uczy, ale ani drgnął. Muszę przestać go zawstydzać, ale on jest taki słodki. Nie rozumiem tego, co dzieje się z moim ciałem i umysłem. Nie jestem przyzwyczajony do takich uczuć, ale mam pewność, że muszę nad nimi zapanować. Całym sobą pragnę tego chłopca i tego nie zmienię. Mogę tylko zachować się w określony sposób w tej sytuacji.
-To jak będzie? Zdejmiesz te bokserki sam?- znowu spogląda mi w oczy. Dlaczego nie mogę nad sobą zapanować?
-Jak wyjdziesz- cząstka mojego umysłu uważa to za dobry pomysł, ale jest tak mała, że zostaje zagłuszona.
-Dobrze, tylko, że ja nie wyjdę, bo możesz się przewrócić i może ci się coś stać- Nie tylko dlatego nie wyjdę, ale przecież nie muszę wszystkiego od razu wyjawiać.
- W takim razie zostanę w bokserkach- nie wierzę, wybucham śmiechem, to musi być żart. Ten chłopak potrafi być bardzo zabawny. Będzie się myć w bokserkach. Kiedy on wymyśla takie komedie? Nie wiem, ile czasu zajmuje mi opanowanie się, ale gdy jestem w stanie spojrzeć na chłopaka, widzę, że go uraziłem. Czyli to nie był żart? Dobrze, zrobimy to inaczej.
- Skoro będziesz wtedy w stanie umyć się do czysta, to proszę bardzo- chłopak patrzy na mnie z zaskoczeniem, ale także z ulgą – niestety, ja nie mam takich zdolności i muszę się rozebrać- przy tych słowach zaczynam rozpinać rozporek w spodniach, a Aiko patrzy na moje palce jak zahipnotyzowany. Bardzo powoli odsuwam suwak i zdejmuję spodnie. Chwytam za brzeg swoich bokserek i w tym momencie czuję dłoń Aiko na swojej. Podnoszę na niego wzrok i waham się przez chwilę. Jest przerażony to jasne, ale widzę też nieme błaganie. Tylko o co?
-
Gdybym chciał zrobić Ci krzywdę, już dawno bym to zrobił. Wiesz o tym prawda?- on przełyka ślinę i kiwa głową,
ale nie puszcza mojej ręki. Jest bardzo spięty.
-Czego się boisz?- pytam cicho, on nadal w ciszy patrzy mi w oczy. Dlaczego nic nie mówi? Zaczyna mnie to martwić.
-Chcę ci tylko pomoc i się umyć – jest na to racjonalne wytłumaczenie. Muszę obmyć plecy, bo w nocy rany znowu się otworzyły i zaczęły krwawić. Powoli dociera do mojej świadomości, że to nie był żaden cud, tylko więź. Uratowałem Aiko po raz trzeci w ciągu dwóch dni. Trzymając go za rękę, przelałem moją siłę na niego. Możliwe, że sam nie umarłem tylko dlatego, że jestem nieśmiertelny. Chcę też być przy nim, by móc go obserwować.
-Nie zrobię ci nic na co nie wyrazisz zgody – kieruje mną egoizm. Mam taką wielka ochotę coś zrobić. Mam wrażenie, że jakiekolwiek działanie okiełzna te uczucia buzujące we mnie.
- Nawet cię nie znam- szepcze nieśmiało. To o to chodzi? Trochę zaczynam go rozumieć. Obcy facet nagle chce się nim opiekować, z niewiadomych przyczyn. Niestety nie mogę go zostawić. Za bardzo się o niego boję.
-Będziemy mieć na to dużo czasu- widzę, że chłopiec się waha, więc dodaję- długo się mnie nie pozbędziesz.
-Nie rozumiem- jak mam mu to wytłumaczyć? Co mam mu powiedzieć? Nie będę my teraz tłumaczył skomplikowanych mechanizmów więzi i przyczyn przez które jest na mnie skazany. ''Aiko tak naprawdę jestem upadłym aniołem i potrzebuję twojej duszy by wrócić do nieba.'' Na pewno bym go uspokoił.
- Obiecuję, że później ci to wytłumaczę, ale czy moglibyśmy najpierw się umyć?- Aiko tylko wzdycha z rezygnacją, chyba zrozumiał, że się nie poddam i puszcza wreszcie moją rękę. Pozostawił mi podjęcie decyzji. Może lepiej będzie dla nas obojga, jeśli pozostawię jakąś barierę.
- Chodź- chwytam jego dłoń i wprowadzam nas obu do kabiny. Ciepła woda, puszczona wcześniej przez Aiko, leci na nas z góry, ale my tylko patrzymy sobie w oczy. Jestem oczarowany tym kolorem zachmurzonego nieba. Pochylam się do ucha chłopca.
-Odwróć się- mówię cicho, a on wykonuje posłusznie moje polecenie. Zauważam żel w kącie brodzika. Schylam się powoli po niego i wstając przejeżdżam rozchylonymi palcami lewej ręki po prawej nodze chłopca: od pięty do biodra. Wzdryga się, ale nic nie mówi. Wyciskam żel na rękę i zaczynam bardzo powoli wcierać go w plecy Aiko. Przesuwam koniuszkami palców po tej delikatnej skórze. Nie jestem stanie się opanować, a chyba nic się nie stanie, jak sprawię chłopcu trochę przyjemności. Pochylam głowę i  zaczynam schodzić pocałunkami od jego ucha do ramienia. Nie spodziewał się tego i zaczął drżeć na całym ciele. Wracam ta samą drogą. Rękoma nadal nacieram żelem jego smakowite ciało. Słyszę jak Aiko, pojękuje cicho. Miałem go tylko umyć. Przypominam sobie, że jest wobec mnie jeszcze taki nie ufny. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej, ale czy on w ogóle jest gejem? Może robię coś wbrew jego naturze? Trudno, teraz już za późno. Poza tym to są tylko niewinne pocałunki. Głowę oparł o mój prawy bok. Przechodzę rękoma na jego tors i brzuch. Zmywam delikatnie pozostałości krwi.
-Podoba ci się? – Mój mały jest w takim stanie, że tylko mruczy cichutko w odpowiedzi. Uśmiecham się szeroko. Działam pod wpływem nieznanego mi dotąd pożądania. Nie wiem do czego jestem zdolny. Powinienem to szybko przerwać. Teraz muszę podtrzymywać Aiko w tali, żeby nie upadł, co oznacza, że jego pośladki ocierają się o moją erekcję. Wciągam powietrze z sykiem. To jest takie przyjemne. Nie zastanawiając się nad tym co robię, chwytam brzegi jego bokserek i ciągnę z całej siły w przeciwne strony. Materiał pękł na dwie części. Nie wytrzymam długo. Odwracam go przodem do mnie i opieram o ścianę. Wbijam się w jego usta łapczywie. Są tak samo idealne jak on. Teraz już się nie wycofam, nie będę w stanie. Jego ręce nagle lądują na moich obolałych plecach. Odrywam się od jego ust.
- Nie- warczę i zabieram jego ręce. Chwytam je za nadgarstki i trzymam przy ścianie nad jego głową. Wracam do jego ust. Bierze głębszy wdech, co umożliwia mi wdarcie się do środka językiem. Tak cudownie smakuje. Zaczynam badać całe to smakowite wnętrze. Językiem pocieram jego i w ten sposób uruchamiam lawinę. Zaczyna się powolny taniec dwóch spragnionych siebie ciał. Jego gorący i nabrzmiały penis ociera się o moje bokserki, które w tej sytuacji nie są odpowiednią barierą. Przechodzę ustami na jego szyję i lekko ją podgryzam, a on znowu jęczy.
- Mogę dać ci tak wiele- mówię, choć wiem, że to do niego nie dociera. Jedną rękę sunę po jego boku, docieram do biodra i chce chwycić w dłoń jego członek, ale on się przesuwa.
-Nie…- mówi ochrypłym z pragnienia głosem. Nie chce doznać przyjemności, a może się wstydzi? Mną kieruje tylko żądza.
-Co ‘’nie’’ ? – wyrzucam z siebie i przerywam pocałunki- mam cię nie dotykać kiedy tak bardzo tego pragnę?
-Proszę…- jest w stanie tylko szeptać. W jednej chwili podejmuje decyzję. Puszczam jego dłonie i kładę je sobie na obu ramionach. W jego spojrzeniu jest tyle pożądania, że wiem, że pomimo tych nikłych oporów tak naprawdę czuje to samo co ja.
-Trzymaj się- dłońmi obejmuje jego talię. Schodzę pocałunkami coraz niżej, omijając zranione miejsca. Klękam przed nim i ustami całuję linię między wystającymi częściami kości biodrowej. Rękoma schodzę trochę niżej, na pośladki i zaczynam je masować. Doprowadziłem chłopca do takiego stanu, że ledwo stoi jęcząc bezwstydnie. Gdy chwytam w usta samą koronę jego penisa, z piersi wyrywa mu się krzyk. Wiem, że dużo mu nie trzeba, żeby doszedł.
-Błagam! – słyszę nad sobą krzyk. Jednak tym razem mam wątpliwości co do intencji tej prośby. Nie chce żeby się przewrócił, więc jedną rękę oplatam jego talię, a drugą nadal masuje pośladek. Zbliżam się palcami, do jego dziurki, a jednocześnie biorę go głębiej w usta. Zaczynam poruszać głową w górę i w dół w stałym rytmie, przy koronie zawsze delikatnie dmuchając. Aiko wbija mi mocno paznokcie w ramię i wiem, że jest blisko, więc palcem przejeżdżam po jego otworze. Znowu krzyczy, a jego dziurka zaciska się mocno. Zaprzestaje wszelkich pieszczot. Drugą rękę także kładę w tali chłopca.
–No i jak się czujesz?- mówię cicho, ironicznie, z ustami przy jego erekcji, przez co jeszcze bardziej ją podrażniam. Chłopiec ma przymknięte oczy i szybko, nierównomiernie oddycha. Nie wracam ręką na jego pośladek. Chwytam za to jego jedno jądro i ściskam delikatnie.
- Spokojnie...- szepcze i znowu zaciskam usta na członku, zlizuje kropelki z jego główki i odsuwam się od niego. Tęsknie wypycha biodra w moją stronę.
-Proszę- jęczy cicho, więc znowu przysuwam się, całuję jego podbrzusze po czym wstaje. Jego ręce znowu lądują na ścianie nad jego głową. Przysuwam się do niego tak, że ocieram się o jego członek.
-Widzisz jak to jest, jak ktoś ci odmawia czegoś, czego bardzo pragniesz? – napieram na niego całym ciałem i znów wbijam się w jego usta. Uświadamiam sobie, że chłopiec stał się dużo cięższy. Czuję, jak Aiko osuwa się w moich ramionach. Co ja mu zrobiłem? Zapomniałem, że jest osłabiony i wyrzuciłem na niego całą moją złość i frustrację jaką odczuwam. 

środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział II


Anioł

Blond włosy chłopaka opadają mu kusząco na czoło. Jest ubrany w biały podkoszulek, który przez deszcz stał się przezroczysty. Ma delikatnie wyrzeźbione mięśnie. Przygryzam jego wargę. Muszę się opanować, bo wezmę go tu i teraz na mokrym chodniku. Ludzkie uczucia miotają mną jak szaleńcem. To pragnienie jest silniejsze ode mnie. Wbijam się mocno w jego usta. Czuję, jak łączą się nasze dusze. Językiem zachęcam go do oddania pocałunku, ale jest taki nieśmiały. Uśmiecham się na tę myśl. Dłonią masuję jego kark, żeby go oswoić i delikatnie pociągam za te cudowne włosy. Mam na niego taką ochotę… Przechodzę ustami na jego szyję i badam jego reakcje na dotyk mojego języka. Chłopiec zachęcony moimi poczynaniami, obejmuje mnie w talii. Jego palce na moim ciele palą mi skórę. Muszę to szybko zakończyć, bo nie wierzę w moją silną wolę, jeśli mam do czynienia z nieznanym dotąd pociągiem fizycznym. Mały coś mruczy pod nosem, ale go nie słucham. Odsuwam się od niego i staram uspokoić szaleńcze tempo bicia mojego serca. Nigdy nie musiałem sobie niczego odmawiać, a teraz? Całuje chłopca na pożegnanie w czoło i nienaturalnie szybko odbiegam.  Chciałem tylko musnąć te pysznie wyglądające usteczka. Tyle by wystarczyło, żeby sprawdzić jego duszę, a ja co zrobiłem? Obściskiwałem się z tym małolatem w deszczu. Niczym z komedii romantycznej. Ha ha ha ha. Jestem wystarczająco daleko, żeby mnie nie zauważył. Zwalniam tempo do marszu i skręcam w przypadkową uliczkę. Jest wąska i pełna śmieci. Opierając się o ścianę, osuwam się na ziemię. Jestem bezsilny wobec ogromu emocji, które mną targają. Minie dużo czasu, zanim przyzwyczaję się do takiego zamętu w głowie. Kiedyś słyszałem, że młodzi aniołowie, gdy zostają zesłańcami zapadają na choroby psychiczne, bo nie są w stanie poradzić sobie z natłokiem myśli i uczuć ludzkich. Zawsze trzeba poszukiwać pozytywnych stron, zadręczanie się nie pomoże. Chłopiec może się stać moją przepustką do nieba. Tylko czy mogę pozyskać duszę, z którą jestem połączony? Nie przypominam sobie żadnej nauki, która mówiłaby o takim przypadku. Człowiek mógłby nawet umrzeć, po utracie sprzymierzonej ze sobą duszy. Nikt nie wspominał nigdy o aniołach. Trzeba jeszcze dodać, że zostałem mocno okaleczony, ale pomimo tego nadal jestem aniołem. Będzie to bardzo niebezpieczne, ale nic innego mi nie pozostało. Muszę się przedostać z powrotem i zemścić na bracie. Z frustracji przeczesuję włosy palcami. Niepotrzebnie spuszczałem go z oczu. Na pewno nie odszedł daleko w stanie, w którym go zostawiłem. Uśmiech znów wypływa na moje usta. Zrywam się na nogi z postanowieniem znalezienia go jak najszybciej. W tym mieście naprawdę przydałoby się oświetlenie. Widzę przed sobą tylko ciemności, a z boku bloki. Zastanów się, chłopak chyba nawet nie wyczuł więzi, która złączyła nasze dusze tym pocałunkiem. Teraz odnalezienie go będzie dużo łatwiejsze. Gdy wróciłem na miejsce porannego wypadku, dotarło do mnie, że chłopaka już tu nie ma, ale więź mnie ciągnie dalej w ciemność. Staram się wyostrzyć wzrok i w oddali dostrzegam park.

Aiko

Znajduję się w parku. Tylko, że w tym mieście są trzy parki, a ja nie mieszkam nawet w okolicy jednego z nich. Z tego wszystkiego chyba skręciłem w złą ulicę. Nagle uświadamiam sobie, że jedynym dźwiękiem jaki słyszę, jest woda kapiąca z moich włosów na chodnik. Przestało padać, co nie zmienia faktu, że jestem cały przemoknięty. Mam przerażające wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czuję, jak narastający strach mnie unieruchamia. Chyba słyszę kroki… Muszę się ruszyć, Aiko nie stój tak, tylko się rusz! Robię jeden krok, nogi wydają się strasznie ciężkie. Z dużym wysiłkiem nakazuję sobie szybszy marsz, który po chwili zmienia się w bieg. Być może tylko histeryzuję. Często mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Nie wolno mi panikować, bo to tylko zaślepia zdrowy rozsądek. Gdy tylko zwalniam do marszu, czuję szarpnięcie w okolicach szyi, krztuszę się i słyszę odgłos rozrywanego materiału. Czyli moja intuicja tym razem mnie nie zawiodła. Dlaczego jej nie posłuchałem?! Po ułamku sekundy leżę twarzą do ziemi, a w ustach mam krew. Nie jestem w stanie zlokalizować jej źródła. Nade mną rozlega się przyprawiający o dreszcze chichot.
-Boisz się? To takie urocze - napastnik ma głęboki, zachrypnięty głos. Na pewno dużo pali. Nienawidzę palaczy. Słyszę jak obchodzi mnie z boku, a po chwili czuję przeszywający ból w żebrach i już leżę na placach. Kopnął mnie tak mocno, że chyba połamał mi żebra. Na czoło wypływają mi kropelki potu. Zacisnąłem mocno oczy i zęby, żeby nie krzyknąć z bólu. Chyba irytuje go moje zachowanie.
-Kochanie, spójrz na mnie. Na pewno mnie pamiętasz.- na te słowa tylko mocnej zaciskam powieki. - Dlaczego na mnie nie patrzysz?!- siada na mnie okrakiem, tak, że dociska swoje biodra do moich i brutalnie chwyta mój podbródek. Rozpoczynam żałosne próby wyrwania się mu. Jest dużo cięższy niż ja. Ręce mam przygwożdżone plecami. Do oczu napływają mi niechciane łzy i zaczynają spływać po twarzy na mokry chodnik.
-Puść…- szepczę ochryple szlochając. Uchylam powieki, ale przez łzy i brak okularów nie widzę wyraźnie jego twarzy. Na pewno ma czarne włosy i jest ubrany w czarne ciuchy. Chwila, znowu nie mam okularów. Musiały mi spaść podczas upadku.
-Co? Nie słyszę misiaczku, musisz mówić wyraźniej- jedną ręką chwyta moja biodra i przyciąga do siebie, a ja zachłystuje się powietrzem, bo palce drugiej dłoni mocno wbił mi w obite żebra.
-Ohh widzę, że jesteś tak samo podniecony jak ja. To może się troszkę zabawimy?- wiem, że nie mam szans mu uciec, ale nie mogę poddać się bez walki. Ręce, mam wygięte pod dziwnym kątem, ale muszę je jakoś uwolnić. Jest to dość trudne, nie mogę się ruszyć, bo całe ciało mam obolałe, a do tego ten szaleniec jest bardzo ciężki.
-Puść mnie, bo jak nie to…- przerywa mi śmiechem. Trzęsie się jak opętany, więc nie zauważa, że delikatnie uniosłem plecy, aby uwolnić rękę spod łopatki.
-Tak, co mi zrobisz malutki?- Poruszam ręką niepostrzeżenie w kierunku jego ciała. Gdy już znajduje się blisko, chce ją wyciągnąć w górę, by chwycić go za szyję. Biorę głęboki wdech i poruszam nią w odpowiednim kierunku, ale niestety zbyt wolno. Napastnik chwyta mój nadgarstek i kładzie za głową.
-Niegrzeczny chłopiec. Co my teraz z tobą zrobimy?- pyta z blaskiem w oczach i z całej siły wyszarpuje moją drugą dłoń spod pleców. Kładzie ją obok drugiej i unieruchamia. Straciłem swoją ostatnią szansę, tylko na co? Na przeżycie? Z lękiem modlę się o jakiś cud, kiedy zauważam, że ten szaleniec wyjmuje nóż zza pasa. Przykłada mi go do gardła i delikatnie po nim przesuwa.
-Będziesz grzeczny, czy mam zakończyć tę zabawę już teraz? Wierz mi, nie mam na to ochoty-  jeszcze nigdy się tak nie bałem. Na gardle nadal czuję ostrze i wiem, że gdybym się teraz poruszył, on poderżnąłby mi gardło. Na moją twarz znowu zaczynają lecieć kropelki deszczu, więc muszę przymknąć oczy.
-No to jak kochaniutki, zabawimy się?- nożem przejeżdża po mojej rozerwanej koszulce.-może najpierw cię troszeczkę rozbierzemy, bo na pewno jesteś rozpalony - zahacza ostrzem o naderwany kołnierzyk i rozcina bardzo powoli cały podkoszulek, jednocześnie raniąc zimnym końcem moją skórę.
-Mogło być tak przyjemnie, ale ty wszystko musiałeś popsuć. Teraz muszę cię jakoś ukarać- koszulka rozcięta na pół leży po obu moich bokach, a napastnik ma bezpośredni dostęp do mojego torsu. Coraz mocnej przyciągając nóż, przejeżdża od jednego sutka do drugiego, aż po moich posiniaczonych żebrach zaczynają płynąć strużki krwi. Ból jest potworny. Z piersi wyrywa mi się szloch.
-Myślisz, że to jest ból?- śmieje się- to jest nic w porównaniu do tego, co będziesz czuł. Nożem zakreśla nową drogę: od mostka do pępka. Najbardziej boli miejsce, gdzie te obie linie się łączą- najgłębsze rozcięcie. Teraz na mojej klatce piersiowej widnieje krzyż.
-Chcesz wiedzieć jak bardzo mnie rozzłościłeś tą żałosną próbą odepchnięcia mnie? -Kręcę przecząco głową, bo nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa, a on odkłada nóż, rękę kładzie pod mój kark i ciągnie mocno za włosy, zwiększając swój dostęp do szyi.
-Wiesz?- mówi z ustami przy moim uchu. Pochylił się tak, że teraz leży na moim zranionym torsie. Ociera się zimną, mokrą, skórzaną kurtką o rany. Tak bardzo boli- nie mogę się doczekać kiedy znajdę się w tobie.- o nie, on nie...- masz takie piękne, smakowite ciało- zaczyna mnie całować po ranach na piersi, a ja mam wrażenie, że umrę przez te męki i wyczerpanie - gdybyś był grzeczny, może tylko bym się zabawił i darowałbym ci życie? - wiem, że kłamie. Zagłębia swój język w tej najgłębszej ranie, a przed moimi oczami pojawiają się mroczki. Mimowolnie wyginam plecy w łuk, dociskając w ten sposób biodra do jego. Napastnik jęczy z przyjemności i z powrotem siada. Odsuwa się minimalnie, by mieć dostęp do mojego rozporka, próbuje go rozsunąć, ale jedną ręką jest mu ciężko. To jest jeszcze gorsze, bo w ten sposób powoli ociera się dłonią o moją męskość. Wciągam powietrze, próbuję uwolnić dłonie, wiercę się pod nim na tyle, na ile jestem w stanie. Chyba jeszcze bardziej go tym drażnię. Zostawia moje spodnie, pochyla się, znowu chwyta nóż i przykłada mi go do szyi.
-Chcesz żeby bolało jeszcze bardziej?- mówiąc to opuszcza nóż w to najbardziej zranione miejsce i zagłębia go, a ja mam wrażenie że ból rozdziela mnie na pół. Skamlę cicho jak zraniony pies.
-Co ty na to żebyśmy zawarli układ? Ja pozwolę ci jeszcze trochę pożyć, a ty będziesz grzeczny i pozwolisz mi się zabawić?- Przygryza mi wargę zębami, ale ja nie czuję tego co wcześniej. Bliskość śmierci dociera do mnie przez ten ogromny ból. Mężczyzna zaczyna schodzić w dół, cały czas całując moją wrażliwą skórę. Gdy znowu zagłębia język w tamto miejsce, z mojej piersi wyrywa się rozdzielający krzyk.
-Oj tak, pokrzycz sobie malutki. Tutaj i tak nikt cię nie słyszy wiesz?- patrzę na niego i widzę w jego oczach chore podniecenie. Już nie mam siły mówić, pozostaje mi tylko oczekiwanie na śmierć. Staram się odciąć od tego wszystkiego, niedługo będzie po wszystkim. Zawsze żyłem zgodnie z prawem, a raczej od kiedy pamiętam, bo nie pamiętam czasu, zanim przyjechałem do tego miasta. Już raz dzisiaj wymknąłem się śmierci, więc chyba postanowiła zemścić się na mnie i zadać mi tyle bólu, ile tylko jestem w stanie znieść. Chciałem odkryć tajemnicę mojej przeszłości, chciałem znaleźć rodziców. Ale chyba Bóg postanowił inaczej... ahhh.
W pewnym momencie oprócz potwornego bólu czuję zimno. Jestem jak kryształek lodu. Zaczynam się trząść i przez mój gruby mur nieświadomości dociera do mnie śmiech tego wariata. Mur się kruszy, a ja znowu czuję to straszne pieczenie w klatce piersiowej. Nagle uświadamiam sobie, że leżę bez spodni na mokrym chodniku, a ten szaleniec wbija nóż w to najbardziej zranione miejsce.

-Jeśli się zbliżysz to ten chłopak nie dożyje rana.- w głosie napastnika jest słyszalna inna nuta, czyżby panika? Próbuję się skupić, żeby zrozumieć co się dzieje, ale odpływam w ciemność.


 Anioł

Więź między nami zanika. Bardzo szybko zanika. Co się dzieje? Czuję jak panika obezwładnia mój ludzki umysł. Nie wiem co robić, więc zaczynam biec przed siebie, głębiej w park. Chyba specjalnie zesłali mnie do tego miasta. Gdybym mógł je opuścić, byłbym nawet szczęśliwym upadłym. Wieczność, w jakimś pięknym miejscu, nie wydaje się taka zła. Tutaj na każdym kroku napotykam przeszkody. Chciałem znaleźć dobrą pracę, żeby zarobić na mieszkanie. Niestety nie istnieje nic, co mogłoby mnie zainteresować. Nie wyobrażam sobie dalszego mojego życia. Nagle do moich uszu dociera przeraźliwy krzyk. Dreszcz przebiega mi po plecach. Biegnę w stronę, skąd rozbrzmiał ten wrzask, a deszcz znowu zaczyna padać, utrudniając mi widzenie. Dlaczego w mieście nie ma lamp, do cholery? W oddali mignął mi jakiś odbłysk. Mogła to być potłuczona butelka, mógł to być zwykły zegarek, ale moje przeczucie mówiło co innego. Gdy jestem wystarczająco blisko, by coś zobaczyć zatrzymuję się i nie chcę uwierzyć w to co widzę. Na środku chodnika leży chłopak w kałuży krwi, a na nim siedzi mężczyzna z nożem. Najwyższy daj, żeby to nie był TEN chłopak. Modlę się, ale w głębi duszy wiem, że nikt mnie nie wysłucha. Jestem cały spięty, co jest raczej niespotykane. Nawet nie zdaję sobie sprawy, że z przerażenia, wstrzymałem oddech. Muszę zignorować moje odczucia i skupić się na odstraszeniu napastnika.
-Może byś zostawił tego chłopaka?- mówię zimno i pewnie. Ten wariat podniósł głowę i rozejrzał się w poszukiwaniu źródła głosu, który przerwał mu zabawę.
-Tu jestem- zacząłem się do niego zbliżać tak, żeby mógł mnie zobaczyć. Dobrze, że moje zmysły pozostały choć trochę bardziej wyostrzone -Zejdź z chłopaka!
-Jeśli się zbliżysz, to ten chłopak nie dożyje rana.- w głosie napastnika słyszę panikę. Niestety mam wątpliwości czy chłopak przeżyje, nawet jeśli ten wariat go zostawi. Nie mogę pozwolić mu tak umrzeć.
-Wybór sposobu w jaki ten chłopak umrze należy do mnie- w moim ciele zaczyna płynąć, nieznana mi dotąd furia. Nie zdaję sobie sprawy, że idę coraz szybciej.
-Powiedziałem ci żebyś się nie zbliżał- wydarł się na mnie i nóż położył na szyi ofiary. Co zaczynamy panikować? Nie zważam na jego groźby. Co mi pozostało? Z pozostałością anielskiej szybkości, w mgnieniu oka znajduję się za nim. Z całej siły szarpię go za włosy i odciągam od chłopaka.
-Rzucasz się na słabszych? To żałosne- jestem tak wściekły, że łapię go za koszulkę i popycham na ziemię. Siadam na nim okrakiem, uniemożliwiając mu ruch i chwytam nóż, który upuścił z ręki podczas upadku. Wodzę ostrzem po jego twarzy, rozcinając naskórek.
-No i jak Ci się podoba?-
Pytam słodko ironicznie się uśmiechając. Człowieczek stracił całą pewność siebie. Wiem, że w tym momencie, nie jestem lepszy od niego. Jednak życie musi mieć w sobie, choć kroplę sprawiedliwości. Ktoś musi ją tylko polać. Tym razem będę to ja.
-Czego ode mnie chcesz? Co ja ci zrobiłem?- jego głos jest wyższy o oktawę. Nie zwracam uwagi na jego wygląd. Jego powierzchowność nic by nie zmieniła, nadal wnętrze ma zepsute.
-A tobie co zrobił ten biedny chłopak?- zaczynam rozcinać mu koszule- pewnie nie możesz się doczekać, aż się tobą zabawie. Zrobię ci to samo, co ty temu chłopcu. Ciekawe czy będzie ci do śmiechu- odsłaniam jego tors i robię nacięcie w linii mostek-podbrzusze. Wciąga głośno powietrze.
-Przyjemnie prawda?- kpię z niego. Ta cała sytuacja może by mnie bawiła, gdybym nie wiedział, kto leży nieopodal nieprzytomny. Znowu wzbiera we mnie gniew. Łapię tego sadystę za brodę i patrzę mu głęboko w oczy. Wtedy przekonuję się, że nie są one normalne. Mają złote plamki na tęczówkach. Odskakuję od niego jak oparzony. Dopiero teraz przyglądam się mu dokładnie. Na oko ma 35 lat, jest wysoki i wysportowany. Włosy ma ciemne, a oczy zielone, tylko, że ze złotymi odbłyskami.
-Spieprzaj- szepcze cicho. On się nie rusza- Głuchy jesteś? Spierdalaj! -krzyczę tak głośno, że mógłbym obudzić całe miasto. Patrzę beznamiętnie, jak podnosi się chwiejnie i rusza przed siebie. Jestem tak oszołomiony, że na chwilę zapominam o umierającym chłopaku. Mój brat ma coś z tym wspólnego. Nie wierzę, że był do tego zdolny. Musiał nasłać tego idiotę, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że facet miał na sobie anielski ślad tak podobny do mojego? Dlaczego on nie chce, żebym powrócił? Nienawidzi mnie do tego stopnia, że jest w stanie zabić człowieka, abym pozostał na ziemi? O kurwa chłopak! 
Klękam obok niego na piętach w ułamku sekundy. Jest potwornie blady, prawie szary. Ma sine wargi, jakby dawno odpłynęła z nich krew. Patrzę na niego i w oczach stają mi łzy. Znowu nie ma okularów, uśmiecham się smutno na wspomnienie naszego pocałunku. Nie wiedziałem, że przez więź można tak cierpieć, a przecież teraz jest ona znikoma. Jego twarz jest teraz spokojna, bez wyrazu. Patrzę na jego tors i robi mi się niedobrze. Całą szyję, pierś i brzuch chłopca pokrywa krew. Pieprzony sadysta! Miałem okazję go zabić, co mnie powstrzymało? Ech… te złote iskierki. Gdybym dokładnie przyjrzał się ciału chłopca wcześniej, nawet one by mnie nie powstrzymały. Moje cierpienie jest coraz większe i nic nie mogę na to poradzić. Może i jestem egoistą, ale temu chłopakowi nie należało się tyle cierpienia. Ja bym go zabił szybko i bezboleśnie, nawet by tego nie zauważył. Same te myśli sprawiają ból w moim sercu. Nawet jeśli on żyje to… niewolno Ci tak myśleć. Jeśli mam wiecznie żyć z tym cierpieniem, to… Nie jestem w stanie poskładać myśli. Chwytam rękę chłopaka i ściskam, jest zimna jak lód. Dopiero teraz zauważam, że on nie ma spodni. Jeśli jeszcze się nie wykrwawił, to umrze z wyziębienia. Muszę coś zrobić. Zdejmuję swoją kurtkę i koszulkę. Wszystko jest przemoczone, ale lepsze to niż nic. T-shirt drę na pasy i robię prowizoryczny opatrunek na piersi chłopaka. Zaraz potem przykrywam go moją kurtką. Jest mi zimno, ale prawie tego nie czuję. Łzy spływają po moim policzku coraz szybciej. On już nigdy się nie uśmiechnie. Był taki słodki, dziś gdy spał w szpitalu. Taki młody. Chciałem go bliżej poznać. Nieprawda, chciałem go zabić. Jestem rozdarty między uczuciem ogromnego smutku, a złości na samego siebie. Wściekam się, bo wiem, że tym napastnikiem mogłem być ja. Czym się od niego różnię? Czuje obrzydzenie do siebie. Jak mógłbym go zabić? Nie potrafiłbym. On wzbudza we mnie jakieś nieznane mi dotąd uczucia. Mam ochotę go chronić, wpierać, być przy nim, a teraz już nie będzie to możliwe. Szkoda, że dotarło to do mnie tak późno . Atakują mnie kolejne spazmy bólu. Znowu chwytam lodowatą dłoń chłopaka i nie wiem, czy robię to po to, by mieć z nim jakiś kontakt, czy szukam sposobu na ukojenie mojego własnego cierpienia. Naglę czuję jak lekko porusza palcem wskazującym. Zamieram. Czy to możliwe? Nadzieja wybucha we mnie gorącym żarem. Może jednak ktoś się nade mną zlituje.
-Błagam Najwyższy nie zabieraj go…- najdelikatniej jak potrafię przykładam palce do jego poharatanej szyi. Moje pojedyncze łzy zmieniają się w histeryczny płacz. Nie wyczuwam pulsu.

piątek, 27 marca 2015

Rozdział I

                       

Aiko

Biegnę główną ulicą mojego pięknego miasta, bo znowu zaspałem. Szef mnie zabije, drugi raz w tym tygodniu nie zdążę na poranny raport. Dlaczego musiałem zasnąć po usłyszeniu budzika? Ulica jest zatłoczona, jak zwykle o tej porze, więc muszę się przepychać między ludźmi. Patrzą na mnie, tak jakbym im dzieci zabił. Już niedaleko, wystarczy, że przejdę przez pasy. Jest czerwone, ale nie mam czasu, by się nad tym zastana...
-Stój!- z natłoku myśli wyrwał mnie krzyk, lecz zanim zdążyłem zareagować, usłyszałem pisk opon. Zdezorientowany nie wiedziałem, co się stało i dlaczego leżę na brudnym chodniku, przygnieciony obcym ciałem. Gdy podniosłem głowę, oślepiło mnie słońce. Pogłębiło to mój ból głowy, a przed oczami pojawiły się mroczki. Słyszę wokół siebie zamęt, jakieś szepty i pojedynczy śmiech.
-Nic ci się nie stało? - na te słowa podnoszę wzrok i zatapiam się w oczach mojego wybawiciela.
Mają nadzwyczajny kolor, nie jest to czyste złoto, ale mieszanka złota i odrobiny brązu. Chyba mówi coś do mnie, ale ja nie słyszę pochłonięty tą niesamowitą głębią. Wydaje mi się, że już kiedyś patrzyłem w te oczy, ale nie mam pewności. Moja pamięć nie jest raczej dobra. Odrywam się od jego oczu, bo czuję jak wkłada jedną rękę pod moje plecy, a drugą pod kolana i unosi do góry. Uczucie jest nieziemskie. Odczuwam przyjemność z bliskości mężczyzny. To jest nie do pomyślenia. Gdy niesie mnie w ramionach nie zwracam uwagi na otoczenie, nie zastanawiam się nawet dokąd mnie zaniesie. Pięknie pachnie. Ma ciemne włosy, nie są ani za długie, ani za krótkie- idealne lekko opadają na kark.Patrzę na jego szczękę. Jest bardzo męska, stanowcza. Chyba nie podoba mu się to, że...


Anioł

No nie, ja mam prawdziwego pecha. Zostać zesłanym, a chwile potem ratować jakiegoś głupiego, marnego człowieka przed jego przeznaczeniem. On powianiem zginąć, a ja oczywiście musiałem go uratować. Najśmieszniejsze jest jednak to, że zamiast zostawić go samego w szpitalu, siedzę jak ten idiota i go obserwuję. Śpi, więc nie jestem w stanie określić koloru jego oczu ,ale ma piękne blond włosy opadające na czoło. Jest szczupły, ale nie chudy. Nie pasuje do otoczenia, w jakim się znajdujemy. Zimna sala szpitala z kilkoma pustymi łóżkami przykrytymi białą sztywną pościelą. Ten chłopak jest jedynym pacjentem w sali.. Popełniłem błąd ratując mu życie, powinienem jak najszybciej stąd odejść. Zrywam się z krzesła i stanowczym krokiem podchodzę do drzwi. Jednak kiedy uchwyciłem klamkę, jakaś siła nie pozwoliła mi wyjść. To dziwne, ale czuję, że muszę tutaj zostać. Nie! Nie! Nie! Co ja wygaduję? Wychodzę! Zaciskam dłoń na klamce odliczając 3.. 2.. 
- Przepraszam..- Czy ja właśnie usłyszałem...? Słowa te były  wypowiedziane schrypniętym szeptem, więc może się przesłyszałem. Może część mnie tak bardzo chce zostać, że wpływa na moje zmysły- Proszę Pana?- Czyli jednak nie postradałem rozumu. Nie zmienia to faktu, że nie mogę tu zostać.-Tak- rzucam lodowato, wkurwiony na siebie, na niego i na cały świat. Właśnie utraciłem najlepszą i pewnie ostatnia szansę na opuszczenie życia tego gówniarza, bez zwracania na siebie uwagi.-Czy to Pan? Czy to panu zawdzięczam życie?- Ma taki łagodny głos, Taki zmęczony. Mam tak wielką ochotę wrócić usiąść i z nim porozmawiać, sprawdzić jaki ma kolor oczu. Nie odwracam się jednak i nadal stoję z ręka na klamce. Gdy nie odpowiadam kontynuuje- Tak dobrze pamiętam. Nie wiem jak mogę się Panu odwdzię...-Nie trzeba- przerywam mu szeptem- Idę po wodę.
Szybko, zanim zdąży coś jeszcze powiedzieć, naciskam na tę przeklętą klamkę i wychodzę. Korytarz jest tak samo obskurny jak sala, ale to przecież szpital. Czego można się spodziewać? Czuję jak z każdym krokiem, zwiększa się ciężar na moim sercu. Coś jest ze mną nie w porządku. Nie powinienem czuć ulgi, po pozbyciu się kłopotu? A tymczasem zdążyłem opuścić budynek, a już jakaś siła mnie zatrzymała. Na dworze jest przyjemnie ciepło, słońce zbliża się ku zachodowi. Aż tyle czasu tam siedziałem? Nie możliwe. Patrząc na niego, miałem wrażenie, że czas nie istnieje. Odnoszę wrażenie, że coś mnie łączy z tym chłopakiem. W sumie uratowałem mu życie. Może powinien zostać teraz jego aniołem stróżem? Ha haha. No nie!  Wyrzucam te myśli z głowy. Trzeba przyznać, że ten mały poprawił mi dziś humor. Prawdę mówiąc nie mam co ze sobą zrobić. Odkąd zostałem strącony, chodzę po tym wielkim mieście i obserwuję reakcje ludzi. Dziś jak uratowałem tego chłopca,  zebrał się tłum gapiów. Ludzie to jednak interesujące istoty. Nikt nie zaoferował mi pomocy, ale popatrzeć jak jeden mężczyzna niesie dziecko do szpitala.. DZIECKO?! Nie, to zdecydowanie nie jest dziecko, na oko ma tak 17 lat. Jest szczupły to fakt, ale wygląda bardzo dobrze. Ma delikatne rysy twarzy i taki jej wyraz, że od razu ma się ochotę go... Ledwo tu trafiłem a już targają mną ludzkie, fizyczne pociągi? Na samą myśl o nim przy moim boku jestem podniecony. Muszę gdzieś usiąść i przemyśleć tę sytuację. Może nie bez przyczyny coś mnie przyciąga do tego chłopaka? Może odzywa się we mnie ta znikoma lepsza część... trzeba ją stłumić, bo nigdy nie wiadomo gdzie ona mnie zaprowadzi.


Aiko

-Aiko ? Możesz już wyjść do domu. Nie masz żadnych urazów. Zemdlałeś chyba przez nadmierny stres.- młoda pielęgniarka uśmiecha się do mnie słodko, a ja się rumienię. Raczej przez moc wrażeń, a nie nadmierny stres. Ciekawe gdzie podział się ten piękny mężczyzna.
-Dziękuję, nie widziała może siostra tego Pana, który mnie tu przyprowadził?- pytam niby od niechcenia, ale sam słyszę nadzieję w moim głosie. Popatrzyła na mnie dziwnie, nagle przygaszona.
-Nie, niestety. Przykro mi, ale musiał opuścić szpital kilka godzin temu, bo przychodziłam tu często i nie widziałam nikogo. -ona się zarumieniła!Pokrzepiony myślą, że nie tylko mi się to zdarza dziękuję jej grzecznie, ona jednak chce mnie odprowadzić do wyjścia, aby się upewnić, że na pewno ze mną wszystko w porządku. Prawdę mówiąc jest śliczna. Ma delikatne rysy, nietypowe zielone oczy, mały nosek i bujne czarne włosy. W drodze nie odzywamy się do siebie. Mam wrażenie, że czymś jest zasmucona, ale nie należę do osób wścibskich, więc nie będę się narzucał.
-Bardzo przystojny był ten mężczyzna, który cię tu przyprowadził. - mówi cicho, gdy mamy się rozstać. Nagle wszystkie moje mięśnie się naprężają na myśl o tym cudownym...
-Tak, bardzo- uśmiecham się nieśmiało. Dziewczyna jeszcze bardziej pochmurnieje.
-Spotykacie się?- Cooo? O czym ona mówi?
-Nie, skąd takie pytanie? Nie znam go. Uratował mi dzisiaj życie. - Tak, a gdy chciałem mu podziękować, przerwał mi. Bardzo dziwny typ człowieka.
-Tak? Siedział z tobą dopóki się nie obudziłeś, więc pomyślałam...- Urywa, znowu słodko się rumieniąc. Czyli siedział ze mną! Czekał aż się obudzę, dopiero potem wyszedł. Wyszedł i nie wrócił. Może ma własne sprawy do załatwienia, a nie będzie siedział z jakimś małolatem w szpitalu. Nie wystarczy, że uratował mi życie? Nagle wracam do spraw przyziemnych.
-Nie widziałaś może moich okularów?- pytam dziewczynę, która patrzy na mnie z wyczekiwaniem.
-Nie, nie miałeś okularów- no to pięknie!
-Dziękuję Ci, za troskliwą opiekę- mówię grzecznie i odwracam się. Słyszę jak dziewczyna jeszcze mruczy.
-To była czysta przyjemność- Znowu się rumienię. Gorszy problem z okularami. Nie stać mnie na nowe, a tamte pewnie zostały na miejscu wypadku. Może wziął je ten mężczyzna o niespotykanych oczach? Ahhh. Piękne miał te oczy.. Czemu ja o nim myślę? Dlaczego miałby przejmować się takim przeciętnym chłopakiem. Uratował mnie i więcej się nie spotkamy.  Prawda jest taka, że nie kontroluję własnych myśli. Kolejny objaw choroby psychicznej. Jestem beznadziejny. Idę pustą ulicą, jest już około dwudziestej pierwszej, więc się ściemnia, a do tego zanosi się na deszcz. Do domu mam około sześć km, cudownie. Bez okularów będzie ciężko znaleźć drogę na skróty, ale chce zdążyć przed deszczem. Jestem strasznie zmęczony, pomimo tego, że spałem dziś prawie cały dzień. Nogi same niosą mnie przed siebie. Mam nadzieję, że w dobrym kierunku. Nie chcę nawet myśleć, co mogłoby się stać, gdyby było inaczej. Za około godzinkę powinienem być w domu. Nienawidzę ciemności, od zawsze mnie przerażały. Z pracy, kiedy tylko mogę, wychodzę wcześniej, aby nie wracać po zmroku. Zaczyna kropić, więc przyspieszam marsz. Nie jest zimno, ale jeśli zmoknę to pewnie się rozchoruję, a wtedy szef na pewno mnie zwolni.
Nie lubi ludzi, którzy migają się od swoich obowiązków i ja to rozumiem. Tylko, że jeśli mnie zwolni, to nie będę miał pieniędzy na mieszkanie, które i tak jest skromne- nie mam nawet łóżka. Większość zarobionych pieniędzy przeznaczam na szkołę. W sumie nie wiem, czemu do niej chodzę. Nie zależy mi na nauce. Mógłbym tylko pracować i to by mi odpowiadało. Zaczyna mocniej padać. Wiem, że całe życie mam pecha, ale ten dzień przekracza wszelkie granice. Nagle zdaję sobie sprawę, że znajduję się w miejscu porannego wypadku. To tutaj o mało nie przejechał mnie samochód. Gdyby nie on… pomimo ciemności dostrzegam coś białego leżącego na chodniku przede mną, prawie na to nadepnąłem. Przyjrzałem się dokładnie temu przedmiotowi. Czy to nie przypadkiem moje okulary? Przez deszcz i otaczającą mnie ciemność, trudno mi to stwierdzić. Schylam się, żeby je podnieść i jakaś przerażająco blada rękę ubiega mnie o sekundę.
- Czy to Twoje? -na te słowa niepewnie unoszę wzrok na mężczyznę i zamieram.
Nie... to nie możliwe... to nie może być on. Jest za ciemno i do tego nie mam okularów. Widzę tylko, że nieznajomy dokładnie mi się przygląda. Może powinienem się odezwać, ale chyba zapomniałem jak to się robi. 
-Ta... aa...ak- wyduszam z siebie ledwie słyszalnie, a on uśmiecha się do mnie. Ale chwila ten uśmiech jest przepełniony ironią. Nie wiem czemu, ale serce mi się ściska, a on nie odrywa spojrzenia od moich oczu. Nie jestem w stanie się poruszyć. 
-Miałem rację- wyszeptuje. Słucham? Że co? O czym on mówi?
Odwraca wzrok i ze świstem wciąga powietrze, a ja dzięki temu mogę wrócić do normalnej pozycji. 
- Czy wiesz, że patrząc w ludzkie oczy można zobaczyć ich dusze? A ty masz takie piękne oczy.
Chcę mu powiedzieć, że moje oczy są pospolite, nawet nie jestem w stanie, dokładnie określić ich koloru, ale skłaniałbym się do szarego. Nie dane jest mi to jednak wypowiedzieć na głos, bo nagle czuję jego wargi na ustach. Nie wiem jak to się stało, nie widziałem nawet, żeby się pochylał. Czuję jak kolana się podejmą uginają i gdyby nie to że mężczyzna przyciągnął mnie do siebie i trzyma w tali, chyba bym się przewrócił. Kręci mi się w głowie. Gdy moje biodra ocierają o jego, wciągam powietrze z sykiem, a on to wykorzystuje i po chwili czuję jego język w ustach. Jeszcze nigdy w życiu się nie całowałem, a ten facet,którego nawet nie znam, osiągnął chyba perfekcję. Pocałunek z delikatnego przerodził się w głęboki i namiętny. Przejeżdża językiem po moich prostych zębach od środka, a ja wzdycham mimowolnie. Nie jestem w stanie się na niczym skupić. Wyłączam się- już nie myślę, skupiam się tylko na odczuciu błogiej przyjemności, jaką daje mi ten nieznajomy. Z otępienia wyrywa mnie nagły ból w dolnej wardze. Ahhh… On mnie ugryzł. Warga mi pulsuje, ale jest to przyjemne doznanie. Mam zamknięte oczy i nie chcę ich otwierać. Jednak on zabiera swoje ręce z mojej tali i znowu wbija się w moje usta, czuję jak jego język delikatnie ociera się o mój zachęcając do oddania pocałunku. Chwyta dłonią mój kark, ciągnie delikatnie za włosy, sprawiając, że odchylam głowę i schodzi pocałunkami na szyję. Dreszcze przechodzą mi po całym ciele. Jest to tak przyjemne, że moje ręce odruchowo oplatują jego talię.
-Kim jesteś? – mruczę cicho, mój głos jest nienaturalny. On jednak nie odpowiada. Otwieram oczy i zdaję sobie sprawę, że stoję w deszczu, i całuję się z nieznajomym facetem. Nagle on oddala się ode mnie, wyplątuje z moich objęć, podnosi rękę i bardzo ostrożnie zakłada mi okulary. Jedno szkiełko jest pęknięte- oczywiście. Jednak nie myślę o tym teraz, bo nieznajomy patrzy na mnie z błyskiem w cudownych złotych oczach. Nikt inny nie ma takich oczu. 
-To Ty, uratowałeś mnie... 

-Ciii- mężczyzna kładzie mi palec na usta, przechodzi dłonią na policzek i znowu zniża głowę. Jest ode mnie około 20 cm wyższy. Zamykam oczy przygotowany na kolejny intensywny pocałunek i zaskoczony, nagle czuję jego usta na swoim czole. Zawiedziony stoję nieruchomo, deszcz przemoczył całe moje ubranie. Dopiero po paru minutach otwieram oczy i uświadamiam sobie że jestem sam.

Ponad przeznaczenie- PROLOG

PROLOG




- Isao zostaje skazany na wieczne wygnanie za popełnienie czynu niewybaczalnego. Czy oskarżony chciałby odnieść się do wyroku?
-Tak. Chciałbym zaznaczyć że wyrażam ogromny żal. Zdaję sobie sprawę, że nie jestem godzien przebywać dalej w tym świętym miejscu, w towarzystwie istot tak doskonałych. Sama świadomość skazy jaką na siebie nałożyłem męczy mnie duchowo..- Na rozkaz Najwyższego zaczynają odprowadzać oskarżonego do krawędzi dwóch światów.- Lecz czy mogę błagać o łaskawszy wymiar kary?
-Po tym co uczyniłeś, Isao? Niestety Twoje żebranie na nic się nie zda. Znasz doskonale wszystkie nasze prawa i zdajesz sobie sprawę, że nie posiadamy litościwej natury- beznamiętne spojrzenia Najwyższego nie pozostawiało nadziei dla anioła.-Strąćcie go już, bo patrzeć na niego nie mogę- zwrócił się bezpośrednio do strażników.
Isao poddał się woli zgromadzonych i bez oporu stanął nad Przepaścią. Podniósł wzrok i po raz ostatni spojrzał na tłum. Ujrzał ostatni przebłysk nadziei.
-Nawet Ty, bracie, nic nie powiesz? Zawsze stawałeś w mojej obronie. Od lat byliśmy nierozłączni. Rada chyba nie uwzględniła więzi łączącej anielskich bliźniaków. Mysl, że widzę Cię po raz ostatni mnie przeraża..- Hajime nie mógł patrzeć jak traci kochanego brata, jedynego brata, w dodatku bez pożegnania.
Gdy tylko uczynił pierwszy krok nogi same poniosły go do bliźniaka. Stanął przed nim i ujrzał samego siebie, jakby patrzył w lustro. Jednak oczy brata były inne, zimne z dziwnym błyskiem.
-Dobrze wiesz, że gdybym mógł..- rzekł ze łzami w oczach.
-Tak, dobrze wiem..- uścisnął Hajime na pożegnanie. Haijme wyswobadzając się z uścisku położył dłoń na piersi brata i pchnął go w przepa
ść
– Żegnaj, bracie. -rzekł odwracając się na pięcie z tryumfalnym uśmiechem.