środa, 1 kwietnia 2015

Rozdział II


Anioł

Blond włosy chłopaka opadają mu kusząco na czoło. Jest ubrany w biały podkoszulek, który przez deszcz stał się przezroczysty. Ma delikatnie wyrzeźbione mięśnie. Przygryzam jego wargę. Muszę się opanować, bo wezmę go tu i teraz na mokrym chodniku. Ludzkie uczucia miotają mną jak szaleńcem. To pragnienie jest silniejsze ode mnie. Wbijam się mocno w jego usta. Czuję, jak łączą się nasze dusze. Językiem zachęcam go do oddania pocałunku, ale jest taki nieśmiały. Uśmiecham się na tę myśl. Dłonią masuję jego kark, żeby go oswoić i delikatnie pociągam za te cudowne włosy. Mam na niego taką ochotę… Przechodzę ustami na jego szyję i badam jego reakcje na dotyk mojego języka. Chłopiec zachęcony moimi poczynaniami, obejmuje mnie w talii. Jego palce na moim ciele palą mi skórę. Muszę to szybko zakończyć, bo nie wierzę w moją silną wolę, jeśli mam do czynienia z nieznanym dotąd pociągiem fizycznym. Mały coś mruczy pod nosem, ale go nie słucham. Odsuwam się od niego i staram uspokoić szaleńcze tempo bicia mojego serca. Nigdy nie musiałem sobie niczego odmawiać, a teraz? Całuje chłopca na pożegnanie w czoło i nienaturalnie szybko odbiegam.  Chciałem tylko musnąć te pysznie wyglądające usteczka. Tyle by wystarczyło, żeby sprawdzić jego duszę, a ja co zrobiłem? Obściskiwałem się z tym małolatem w deszczu. Niczym z komedii romantycznej. Ha ha ha ha. Jestem wystarczająco daleko, żeby mnie nie zauważył. Zwalniam tempo do marszu i skręcam w przypadkową uliczkę. Jest wąska i pełna śmieci. Opierając się o ścianę, osuwam się na ziemię. Jestem bezsilny wobec ogromu emocji, które mną targają. Minie dużo czasu, zanim przyzwyczaję się do takiego zamętu w głowie. Kiedyś słyszałem, że młodzi aniołowie, gdy zostają zesłańcami zapadają na choroby psychiczne, bo nie są w stanie poradzić sobie z natłokiem myśli i uczuć ludzkich. Zawsze trzeba poszukiwać pozytywnych stron, zadręczanie się nie pomoże. Chłopiec może się stać moją przepustką do nieba. Tylko czy mogę pozyskać duszę, z którą jestem połączony? Nie przypominam sobie żadnej nauki, która mówiłaby o takim przypadku. Człowiek mógłby nawet umrzeć, po utracie sprzymierzonej ze sobą duszy. Nikt nie wspominał nigdy o aniołach. Trzeba jeszcze dodać, że zostałem mocno okaleczony, ale pomimo tego nadal jestem aniołem. Będzie to bardzo niebezpieczne, ale nic innego mi nie pozostało. Muszę się przedostać z powrotem i zemścić na bracie. Z frustracji przeczesuję włosy palcami. Niepotrzebnie spuszczałem go z oczu. Na pewno nie odszedł daleko w stanie, w którym go zostawiłem. Uśmiech znów wypływa na moje usta. Zrywam się na nogi z postanowieniem znalezienia go jak najszybciej. W tym mieście naprawdę przydałoby się oświetlenie. Widzę przed sobą tylko ciemności, a z boku bloki. Zastanów się, chłopak chyba nawet nie wyczuł więzi, która złączyła nasze dusze tym pocałunkiem. Teraz odnalezienie go będzie dużo łatwiejsze. Gdy wróciłem na miejsce porannego wypadku, dotarło do mnie, że chłopaka już tu nie ma, ale więź mnie ciągnie dalej w ciemność. Staram się wyostrzyć wzrok i w oddali dostrzegam park.

Aiko

Znajduję się w parku. Tylko, że w tym mieście są trzy parki, a ja nie mieszkam nawet w okolicy jednego z nich. Z tego wszystkiego chyba skręciłem w złą ulicę. Nagle uświadamiam sobie, że jedynym dźwiękiem jaki słyszę, jest woda kapiąca z moich włosów na chodnik. Przestało padać, co nie zmienia faktu, że jestem cały przemoknięty. Mam przerażające wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Czuję, jak narastający strach mnie unieruchamia. Chyba słyszę kroki… Muszę się ruszyć, Aiko nie stój tak, tylko się rusz! Robię jeden krok, nogi wydają się strasznie ciężkie. Z dużym wysiłkiem nakazuję sobie szybszy marsz, który po chwili zmienia się w bieg. Być może tylko histeryzuję. Często mam wrażenie, że ktoś mnie śledzi. Nie wolno mi panikować, bo to tylko zaślepia zdrowy rozsądek. Gdy tylko zwalniam do marszu, czuję szarpnięcie w okolicach szyi, krztuszę się i słyszę odgłos rozrywanego materiału. Czyli moja intuicja tym razem mnie nie zawiodła. Dlaczego jej nie posłuchałem?! Po ułamku sekundy leżę twarzą do ziemi, a w ustach mam krew. Nie jestem w stanie zlokalizować jej źródła. Nade mną rozlega się przyprawiający o dreszcze chichot.
-Boisz się? To takie urocze - napastnik ma głęboki, zachrypnięty głos. Na pewno dużo pali. Nienawidzę palaczy. Słyszę jak obchodzi mnie z boku, a po chwili czuję przeszywający ból w żebrach i już leżę na placach. Kopnął mnie tak mocno, że chyba połamał mi żebra. Na czoło wypływają mi kropelki potu. Zacisnąłem mocno oczy i zęby, żeby nie krzyknąć z bólu. Chyba irytuje go moje zachowanie.
-Kochanie, spójrz na mnie. Na pewno mnie pamiętasz.- na te słowa tylko mocnej zaciskam powieki. - Dlaczego na mnie nie patrzysz?!- siada na mnie okrakiem, tak, że dociska swoje biodra do moich i brutalnie chwyta mój podbródek. Rozpoczynam żałosne próby wyrwania się mu. Jest dużo cięższy niż ja. Ręce mam przygwożdżone plecami. Do oczu napływają mi niechciane łzy i zaczynają spływać po twarzy na mokry chodnik.
-Puść…- szepczę ochryple szlochając. Uchylam powieki, ale przez łzy i brak okularów nie widzę wyraźnie jego twarzy. Na pewno ma czarne włosy i jest ubrany w czarne ciuchy. Chwila, znowu nie mam okularów. Musiały mi spaść podczas upadku.
-Co? Nie słyszę misiaczku, musisz mówić wyraźniej- jedną ręką chwyta moja biodra i przyciąga do siebie, a ja zachłystuje się powietrzem, bo palce drugiej dłoni mocno wbił mi w obite żebra.
-Ohh widzę, że jesteś tak samo podniecony jak ja. To może się troszkę zabawimy?- wiem, że nie mam szans mu uciec, ale nie mogę poddać się bez walki. Ręce, mam wygięte pod dziwnym kątem, ale muszę je jakoś uwolnić. Jest to dość trudne, nie mogę się ruszyć, bo całe ciało mam obolałe, a do tego ten szaleniec jest bardzo ciężki.
-Puść mnie, bo jak nie to…- przerywa mi śmiechem. Trzęsie się jak opętany, więc nie zauważa, że delikatnie uniosłem plecy, aby uwolnić rękę spod łopatki.
-Tak, co mi zrobisz malutki?- Poruszam ręką niepostrzeżenie w kierunku jego ciała. Gdy już znajduje się blisko, chce ją wyciągnąć w górę, by chwycić go za szyję. Biorę głęboki wdech i poruszam nią w odpowiednim kierunku, ale niestety zbyt wolno. Napastnik chwyta mój nadgarstek i kładzie za głową.
-Niegrzeczny chłopiec. Co my teraz z tobą zrobimy?- pyta z blaskiem w oczach i z całej siły wyszarpuje moją drugą dłoń spod pleców. Kładzie ją obok drugiej i unieruchamia. Straciłem swoją ostatnią szansę, tylko na co? Na przeżycie? Z lękiem modlę się o jakiś cud, kiedy zauważam, że ten szaleniec wyjmuje nóż zza pasa. Przykłada mi go do gardła i delikatnie po nim przesuwa.
-Będziesz grzeczny, czy mam zakończyć tę zabawę już teraz? Wierz mi, nie mam na to ochoty-  jeszcze nigdy się tak nie bałem. Na gardle nadal czuję ostrze i wiem, że gdybym się teraz poruszył, on poderżnąłby mi gardło. Na moją twarz znowu zaczynają lecieć kropelki deszczu, więc muszę przymknąć oczy.
-No to jak kochaniutki, zabawimy się?- nożem przejeżdża po mojej rozerwanej koszulce.-może najpierw cię troszeczkę rozbierzemy, bo na pewno jesteś rozpalony - zahacza ostrzem o naderwany kołnierzyk i rozcina bardzo powoli cały podkoszulek, jednocześnie raniąc zimnym końcem moją skórę.
-Mogło być tak przyjemnie, ale ty wszystko musiałeś popsuć. Teraz muszę cię jakoś ukarać- koszulka rozcięta na pół leży po obu moich bokach, a napastnik ma bezpośredni dostęp do mojego torsu. Coraz mocnej przyciągając nóż, przejeżdża od jednego sutka do drugiego, aż po moich posiniaczonych żebrach zaczynają płynąć strużki krwi. Ból jest potworny. Z piersi wyrywa mi się szloch.
-Myślisz, że to jest ból?- śmieje się- to jest nic w porównaniu do tego, co będziesz czuł. Nożem zakreśla nową drogę: od mostka do pępka. Najbardziej boli miejsce, gdzie te obie linie się łączą- najgłębsze rozcięcie. Teraz na mojej klatce piersiowej widnieje krzyż.
-Chcesz wiedzieć jak bardzo mnie rozzłościłeś tą żałosną próbą odepchnięcia mnie? -Kręcę przecząco głową, bo nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa, a on odkłada nóż, rękę kładzie pod mój kark i ciągnie mocno za włosy, zwiększając swój dostęp do szyi.
-Wiesz?- mówi z ustami przy moim uchu. Pochylił się tak, że teraz leży na moim zranionym torsie. Ociera się zimną, mokrą, skórzaną kurtką o rany. Tak bardzo boli- nie mogę się doczekać kiedy znajdę się w tobie.- o nie, on nie...- masz takie piękne, smakowite ciało- zaczyna mnie całować po ranach na piersi, a ja mam wrażenie, że umrę przez te męki i wyczerpanie - gdybyś był grzeczny, może tylko bym się zabawił i darowałbym ci życie? - wiem, że kłamie. Zagłębia swój język w tej najgłębszej ranie, a przed moimi oczami pojawiają się mroczki. Mimowolnie wyginam plecy w łuk, dociskając w ten sposób biodra do jego. Napastnik jęczy z przyjemności i z powrotem siada. Odsuwa się minimalnie, by mieć dostęp do mojego rozporka, próbuje go rozsunąć, ale jedną ręką jest mu ciężko. To jest jeszcze gorsze, bo w ten sposób powoli ociera się dłonią o moją męskość. Wciągam powietrze, próbuję uwolnić dłonie, wiercę się pod nim na tyle, na ile jestem w stanie. Chyba jeszcze bardziej go tym drażnię. Zostawia moje spodnie, pochyla się, znowu chwyta nóż i przykłada mi go do szyi.
-Chcesz żeby bolało jeszcze bardziej?- mówiąc to opuszcza nóż w to najbardziej zranione miejsce i zagłębia go, a ja mam wrażenie że ból rozdziela mnie na pół. Skamlę cicho jak zraniony pies.
-Co ty na to żebyśmy zawarli układ? Ja pozwolę ci jeszcze trochę pożyć, a ty będziesz grzeczny i pozwolisz mi się zabawić?- Przygryza mi wargę zębami, ale ja nie czuję tego co wcześniej. Bliskość śmierci dociera do mnie przez ten ogromny ból. Mężczyzna zaczyna schodzić w dół, cały czas całując moją wrażliwą skórę. Gdy znowu zagłębia język w tamto miejsce, z mojej piersi wyrywa się rozdzielający krzyk.
-Oj tak, pokrzycz sobie malutki. Tutaj i tak nikt cię nie słyszy wiesz?- patrzę na niego i widzę w jego oczach chore podniecenie. Już nie mam siły mówić, pozostaje mi tylko oczekiwanie na śmierć. Staram się odciąć od tego wszystkiego, niedługo będzie po wszystkim. Zawsze żyłem zgodnie z prawem, a raczej od kiedy pamiętam, bo nie pamiętam czasu, zanim przyjechałem do tego miasta. Już raz dzisiaj wymknąłem się śmierci, więc chyba postanowiła zemścić się na mnie i zadać mi tyle bólu, ile tylko jestem w stanie znieść. Chciałem odkryć tajemnicę mojej przeszłości, chciałem znaleźć rodziców. Ale chyba Bóg postanowił inaczej... ahhh.
W pewnym momencie oprócz potwornego bólu czuję zimno. Jestem jak kryształek lodu. Zaczynam się trząść i przez mój gruby mur nieświadomości dociera do mnie śmiech tego wariata. Mur się kruszy, a ja znowu czuję to straszne pieczenie w klatce piersiowej. Nagle uświadamiam sobie, że leżę bez spodni na mokrym chodniku, a ten szaleniec wbija nóż w to najbardziej zranione miejsce.

-Jeśli się zbliżysz to ten chłopak nie dożyje rana.- w głosie napastnika jest słyszalna inna nuta, czyżby panika? Próbuję się skupić, żeby zrozumieć co się dzieje, ale odpływam w ciemność.


 Anioł

Więź między nami zanika. Bardzo szybko zanika. Co się dzieje? Czuję jak panika obezwładnia mój ludzki umysł. Nie wiem co robić, więc zaczynam biec przed siebie, głębiej w park. Chyba specjalnie zesłali mnie do tego miasta. Gdybym mógł je opuścić, byłbym nawet szczęśliwym upadłym. Wieczność, w jakimś pięknym miejscu, nie wydaje się taka zła. Tutaj na każdym kroku napotykam przeszkody. Chciałem znaleźć dobrą pracę, żeby zarobić na mieszkanie. Niestety nie istnieje nic, co mogłoby mnie zainteresować. Nie wyobrażam sobie dalszego mojego życia. Nagle do moich uszu dociera przeraźliwy krzyk. Dreszcz przebiega mi po plecach. Biegnę w stronę, skąd rozbrzmiał ten wrzask, a deszcz znowu zaczyna padać, utrudniając mi widzenie. Dlaczego w mieście nie ma lamp, do cholery? W oddali mignął mi jakiś odbłysk. Mogła to być potłuczona butelka, mógł to być zwykły zegarek, ale moje przeczucie mówiło co innego. Gdy jestem wystarczająco blisko, by coś zobaczyć zatrzymuję się i nie chcę uwierzyć w to co widzę. Na środku chodnika leży chłopak w kałuży krwi, a na nim siedzi mężczyzna z nożem. Najwyższy daj, żeby to nie był TEN chłopak. Modlę się, ale w głębi duszy wiem, że nikt mnie nie wysłucha. Jestem cały spięty, co jest raczej niespotykane. Nawet nie zdaję sobie sprawy, że z przerażenia, wstrzymałem oddech. Muszę zignorować moje odczucia i skupić się na odstraszeniu napastnika.
-Może byś zostawił tego chłopaka?- mówię zimno i pewnie. Ten wariat podniósł głowę i rozejrzał się w poszukiwaniu źródła głosu, który przerwał mu zabawę.
-Tu jestem- zacząłem się do niego zbliżać tak, żeby mógł mnie zobaczyć. Dobrze, że moje zmysły pozostały choć trochę bardziej wyostrzone -Zejdź z chłopaka!
-Jeśli się zbliżysz, to ten chłopak nie dożyje rana.- w głosie napastnika słyszę panikę. Niestety mam wątpliwości czy chłopak przeżyje, nawet jeśli ten wariat go zostawi. Nie mogę pozwolić mu tak umrzeć.
-Wybór sposobu w jaki ten chłopak umrze należy do mnie- w moim ciele zaczyna płynąć, nieznana mi dotąd furia. Nie zdaję sobie sprawy, że idę coraz szybciej.
-Powiedziałem ci żebyś się nie zbliżał- wydarł się na mnie i nóż położył na szyi ofiary. Co zaczynamy panikować? Nie zważam na jego groźby. Co mi pozostało? Z pozostałością anielskiej szybkości, w mgnieniu oka znajduję się za nim. Z całej siły szarpię go za włosy i odciągam od chłopaka.
-Rzucasz się na słabszych? To żałosne- jestem tak wściekły, że łapię go za koszulkę i popycham na ziemię. Siadam na nim okrakiem, uniemożliwiając mu ruch i chwytam nóż, który upuścił z ręki podczas upadku. Wodzę ostrzem po jego twarzy, rozcinając naskórek.
-No i jak Ci się podoba?-
Pytam słodko ironicznie się uśmiechając. Człowieczek stracił całą pewność siebie. Wiem, że w tym momencie, nie jestem lepszy od niego. Jednak życie musi mieć w sobie, choć kroplę sprawiedliwości. Ktoś musi ją tylko polać. Tym razem będę to ja.
-Czego ode mnie chcesz? Co ja ci zrobiłem?- jego głos jest wyższy o oktawę. Nie zwracam uwagi na jego wygląd. Jego powierzchowność nic by nie zmieniła, nadal wnętrze ma zepsute.
-A tobie co zrobił ten biedny chłopak?- zaczynam rozcinać mu koszule- pewnie nie możesz się doczekać, aż się tobą zabawie. Zrobię ci to samo, co ty temu chłopcu. Ciekawe czy będzie ci do śmiechu- odsłaniam jego tors i robię nacięcie w linii mostek-podbrzusze. Wciąga głośno powietrze.
-Przyjemnie prawda?- kpię z niego. Ta cała sytuacja może by mnie bawiła, gdybym nie wiedział, kto leży nieopodal nieprzytomny. Znowu wzbiera we mnie gniew. Łapię tego sadystę za brodę i patrzę mu głęboko w oczy. Wtedy przekonuję się, że nie są one normalne. Mają złote plamki na tęczówkach. Odskakuję od niego jak oparzony. Dopiero teraz przyglądam się mu dokładnie. Na oko ma 35 lat, jest wysoki i wysportowany. Włosy ma ciemne, a oczy zielone, tylko, że ze złotymi odbłyskami.
-Spieprzaj- szepcze cicho. On się nie rusza- Głuchy jesteś? Spierdalaj! -krzyczę tak głośno, że mógłbym obudzić całe miasto. Patrzę beznamiętnie, jak podnosi się chwiejnie i rusza przed siebie. Jestem tak oszołomiony, że na chwilę zapominam o umierającym chłopaku. Mój brat ma coś z tym wspólnego. Nie wierzę, że był do tego zdolny. Musiał nasłać tego idiotę, bo jak inaczej wytłumaczyć fakt, że facet miał na sobie anielski ślad tak podobny do mojego? Dlaczego on nie chce, żebym powrócił? Nienawidzi mnie do tego stopnia, że jest w stanie zabić człowieka, abym pozostał na ziemi? O kurwa chłopak! 
Klękam obok niego na piętach w ułamku sekundy. Jest potwornie blady, prawie szary. Ma sine wargi, jakby dawno odpłynęła z nich krew. Patrzę na niego i w oczach stają mi łzy. Znowu nie ma okularów, uśmiecham się smutno na wspomnienie naszego pocałunku. Nie wiedziałem, że przez więź można tak cierpieć, a przecież teraz jest ona znikoma. Jego twarz jest teraz spokojna, bez wyrazu. Patrzę na jego tors i robi mi się niedobrze. Całą szyję, pierś i brzuch chłopca pokrywa krew. Pieprzony sadysta! Miałem okazję go zabić, co mnie powstrzymało? Ech… te złote iskierki. Gdybym dokładnie przyjrzał się ciału chłopca wcześniej, nawet one by mnie nie powstrzymały. Moje cierpienie jest coraz większe i nic nie mogę na to poradzić. Może i jestem egoistą, ale temu chłopakowi nie należało się tyle cierpienia. Ja bym go zabił szybko i bezboleśnie, nawet by tego nie zauważył. Same te myśli sprawiają ból w moim sercu. Nawet jeśli on żyje to… niewolno Ci tak myśleć. Jeśli mam wiecznie żyć z tym cierpieniem, to… Nie jestem w stanie poskładać myśli. Chwytam rękę chłopaka i ściskam, jest zimna jak lód. Dopiero teraz zauważam, że on nie ma spodni. Jeśli jeszcze się nie wykrwawił, to umrze z wyziębienia. Muszę coś zrobić. Zdejmuję swoją kurtkę i koszulkę. Wszystko jest przemoczone, ale lepsze to niż nic. T-shirt drę na pasy i robię prowizoryczny opatrunek na piersi chłopaka. Zaraz potem przykrywam go moją kurtką. Jest mi zimno, ale prawie tego nie czuję. Łzy spływają po moim policzku coraz szybciej. On już nigdy się nie uśmiechnie. Był taki słodki, dziś gdy spał w szpitalu. Taki młody. Chciałem go bliżej poznać. Nieprawda, chciałem go zabić. Jestem rozdarty między uczuciem ogromnego smutku, a złości na samego siebie. Wściekam się, bo wiem, że tym napastnikiem mogłem być ja. Czym się od niego różnię? Czuje obrzydzenie do siebie. Jak mógłbym go zabić? Nie potrafiłbym. On wzbudza we mnie jakieś nieznane mi dotąd uczucia. Mam ochotę go chronić, wpierać, być przy nim, a teraz już nie będzie to możliwe. Szkoda, że dotarło to do mnie tak późno . Atakują mnie kolejne spazmy bólu. Znowu chwytam lodowatą dłoń chłopaka i nie wiem, czy robię to po to, by mieć z nim jakiś kontakt, czy szukam sposobu na ukojenie mojego własnego cierpienia. Naglę czuję jak lekko porusza palcem wskazującym. Zamieram. Czy to możliwe? Nadzieja wybucha we mnie gorącym żarem. Może jednak ktoś się nade mną zlituje.
-Błagam Najwyższy nie zabieraj go…- najdelikatniej jak potrafię przykładam palce do jego poharatanej szyi. Moje pojedyncze łzy zmieniają się w histeryczny płacz. Nie wyczuwam pulsu.

7 komentarzy:

  1. O boże boże boże....cudowne, świetnie jeeej, jak ja kocham takie momenty... Proszę pisz szybciej

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy następny rozdział? Jestem bardzo ciekawa co dalej =^.^= Pozdrawiam i życzę weny

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapowiada się ciekawe opowiadanie. Już zapisałam sobie je w zakładkach:) Biedny Aiko ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.. Już nie mogę się następnego rozdziału. Pozdrawiam i życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozkręca się widzę. Bardzo się cieszę.
    Nie będę wytykać błędów, nie zwracałam na nie uwagi w tym rozdziale, ale wiedz, że jeśli znajdę coś rażącego, powiem Ci o tym :)
    Ale mniejsza o to, martwię się o Aiko xd Przeżyje, prawda? Na pewno przeżyje xd Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział, weny życzę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie...
    Lecę czytać dalej...
    Nie umieraj...
    Ten psychol-zarżnąć go!
    Nie wierzę...
    Meh ;-;

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej,
    biedny Aiko niech przeżyje, czyżby coś wspólnego miał z tym jego brat i dlaczego nie chce aby wrócił...
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  7. Hej,
    fantastycznie, niech Aiko przeżyje, ale zastanawiam się czyżby z tym coś wspólnego miał jego brat i dlaczego nie chce aby wrócił?
    Dużo weny życzę...
    Pozdrawiam serdecznie Aga

    OdpowiedzUsuń